Janukowycz przygotowywał Majdan

– Mikołaj Starikow: Szanowni państwo, myślę, że dzisiejszy wykład dotyczący arabskich rewolucji odbędzie się w bardziej poprawnym formacie. Tak się złożyło, że dziś naszym gościem jest Władimir Rogow — jeden z najbardziej aktywnych i konsekwentnych prorosyjskich działaczy na ukraińskiej scenie politycznej. Uważam, że omawianie arabskich rewolucji, które już się odbyły i możliwe, że jeszcze się w krajach arabskich odbędą, trzeba zacząć od tego, co się wydarzyło w Kijowie. Panie Władimirze, chciałbym aby pan, jako świadek, przedstawił chronologię wydarzeń, żeby widzowie zrozumieli, co się tam działo.

Władimir Rogow: Tak naprawdę to nie mieści się w głowie zwykłego człowieka, który był świadkiem tych wydarzeń, ponieważ to wszystko działo się zadziwiająco szybko. Chciałbym sprecyzować, że nie jestem tylko prorosyjskim, ale również proukraińskim działaczem. To jest bardzo ważne, ponieważ Ukraina to nie tylko łono, przedsionek Rosji (jak powiedział Władimir Putin na konferencji w Monachium). To tak naprawdę jej pępowina. Dobrym przykładem są Niemcy, którzy świętują Dzień Jedności, czyli dzień zjednoczenia Niemiec. Zjednoczenie w rzeczywistości jest najważniejszym państwowym świętem w Niemczech. Kiedy był mur berliński, 68% mieszkańców NRD miało krewnych za murem berlińskim. 75% mieszkańców Ukrainy ma krewnych na Białorusi i w Rosji. Widzicie, że jesteśmy bardziej podzieleni aniżeli Niemcy i prędzej czy później będziemy musieli się zjednoczyć.

– Najbardziej podzielony naród Europy.

– Powiedziałbym, że na świecie. Kurdów jest jeszcze mniej, z tym że Kurdowie nie mają swojej państwowości. Istnieje namiastka państwowości, Kurdystan, który de facto znajduje się w Iraku. Nagraliśmy film „Druga strona Euromajdanu” i po jego publikacji była tylko jedna reakcja: „Chyba popadłeś w depresję, po prostu za mało słońca było w listopadzie, przecież wszystko jest w porządku”. Następnie na okrągło: „Mamy inny naród, tak nie może być, gorzej być nie może”. Czyli są dwa podstawowe stereotypy: „mamy inny naród” i „gorzej być nie może”. A właśnie że może! Gdy upadał Związek Radziecki też wszyscy mówili: „Gorzej być nie może”. Przyszły lata 90-te i wtedy cały naród zrozumiał, że może być gorzej, i to jeszcze jak. Jeśli chodzi o to, że mamy inny naród, to mogę odpowiedzieć słowami Bułhakowa z „Mistrza i Małgorzaty”. Pamiętacie, gdy Woland porównywał mieszkańców porewolucyjnej, radzieckiej Moskwy z mieszkańcami Palestyny, czasów Jezusa Chrystusa i Poncjusza Piłata? Powiedział wtedy: „Dziwne, minęło tylu czasu, a ludzie się nie zmienili, tylko problem mieszkaniowy wywiera na nich zły wpływ”. Jeżeli przez dwa tysiące lat, od Palestyny do krajów Radzieckich, ludzie się nie zmienili, to tym bardziej można porównywać ludzi żyjących w tych samych czasach.

– Proszę przedstawić tę chronologię wydarzeń.

– Chronologia jest bardzo prosta. Ukrainę popychano do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Poprawniej można to nazwać „umową okupacyjną”. Wytłumaczę dlaczego tak uważam. Umowa ma 1100 lub 1200 stron, w zależności od tłumaczenia, i składa się z następujących części:
– Trzysta stron to, przykładowo, podstawa umowy;
– Osiemset stron to wszelkie aneksy i zalecenia dla biznesu z Unii Europejskiej.
Właściwie umowa stowarzyszeniowa UE-Ukraina jest dobrą metodą współczesnej okupacji, a dokładniej — współczesnej kolonizacji. Tego typu umowy podpisuje się z krajami rozwijającymi się. Otwierają one suwerenną gospodarkę kraju jak otwieracz do konserw. Otwierają i wyciągają z niej wszystkie aktywa. W każdym, nawet najbiedniejszym kraju, są jakieś aktywa. Patroszy się je w całości i niepotrzebne elementy się wyrzuca. Następnie, gdy pusta puszka gospodarki kraju upada, słychać głośny grzmot. To jest właśnie nowa rewolucja.
– Analogiczna umowa została podpisana z Tunezją.
Dosłownie po kilku latach od jej podpisania gospodarka Tunezji się zawaliła i zaczęły wybuchać zamieszki.
– Podobnie było z Egiptem.
– I podobne umowy zostały podpisane z Algierią, Albanią i Syrią.
Syria nie spieszyła się z realizacją postanowień umowy, jednak gdy zaczęto ją do tego przymuszać, istotną rolę odegrała tu umowa stowarzyszeniowa EU-Syria. Zachodni świat, odchodząc od idei rozmaitych odkrywców, Kolumbów i kolonizatorów, zaczął korzystać z bardziej opłacalnych sposobów. Poprzez środki masowej reklamy, agitacji i dezinformacji, „śmierdia”, prowadzi wojnę informacyjną.
– Sprawia, że ludzie zaczynają wierzyć, że czarne jest białe, że dobro jest złem i zło — dobrem.
– I w znacznym stopniu wyciągano ludzi na ulice Ukrainy z takimi hasłami jak „Popełnij samobójstwo!”.
Na początku wychodzili z hasłami „Ukradli nam marzenia!” i chcieli by umowa została podpisana. Później zaczął się Majdan. Właśnie przez to. Tak. Majdan zaczął się właśnie przez to. Jego inicjatorem był dziennikarz-aktywista. U nas na Ukrainie wszyscy dziennikarze są aktywistami. Wszyscy trzymają się swoich precyzyjnych zorientowanych na pieniądze schematów i rozumieją, że ich wynagrodzenie to nic w porównaniu z tymi pieniędzmi, premiami, jakie oferuje Zachód. Stało się tak za sprawą systemu IREX ProMedia. Były oddzielne programy dla mediów elektronicznych i tradycyjnych.

Suma przelana ukraińskim „łowcom nagród” przez USA jest kolosalna, jak na nie największy kraj świata. Pani Nuland, Zastępca Sekretarza Stanu w USA, niedawno wystąpiła na forum pt. „USA-Ukraina, Przyjaźń”. Oczywiście pod słowem „przyjaźń” należy tam rozumieć coś zupełnie innego. I użalała się na to, że wydali na Ukrainę ponad 5 mld dolarów, a do tej pory nie mają z tego żadnych efektów. O jakich efektach ta pani mówiła, w filmie nie wspomniano.

– Niestety one się pojawiły.

– Tak jest. Już te efekty się pojawiły. Widać trzeba było pięciu miliardów plus niewielka premia. A zaczęły się pojawiać od odzyskania tzw. niepodległości w 1991 r. Oczywiście od tego momentu Ukrainą zaczęto kierować od zewnątrz i obecnie nie jest to tajemnicą. I tu mamy ciekawy zbieg okoliczności. 21 listopada wypadał pierwszy dzień Euromajdanu. Znaczenia dat nie trzeba wyjaśniać. Otóż Anglosasi bardzo lubią dostosowywać swoje działania do naszych świąt, np. prawosławnych.
– Podczas Postu zawsze na Ukrainie zaczynają się rozruchy.
– Gdy np. niedawno był Chrzest Pański, właśnie wtedy poleciały koktajle Mołotowa.
Nazywamy ten dzień krwawym Chrztem.
– Gdy wypada Dzień Zwycięstwa, koniecznie musi być bijatyka.
Także wszelkie święta, czy to kościelne, czy państwowe, powinny być zmieszane z błotem, aby odczuwało się w powietrzu konflikt. Jest takie powiedzenie na Ukrainie: „mój dom jest mały”, dlatego jeśli jest spór, każdy ma swoje racje. Takie to u nas stereotypy. Dlatego zamiast świętować Dzień Zwycięstwa, człowiek, który widzi na ekranie telewizora ludzi kłócących się o symbol Dnia Zwycięstwa, myśli sobie: „no, dobrze, nie będę wieszać wstążki św. Jerzego, lepiej pójdę odpocząć na świeżym powietrzu, w końcu święto”.
– 21 listopada.
– 21 listopada to dzień Archanioła Michała, który w prawosławiu uważany jest za patrona Kijowa.
Kto był na Majdanie, ten widział wielki stojący tam pomnik. Właśnie tego dnia zaczął się Majdan. Myślę, że to nie przypadek. Można było zacząć 22 czy 23 listopada, ale jednak wypadło na 21. Co więcej, wszystko zaczęło się na apel etnicznego Pasztuna przywiezionego z Afganistanu przez swojego ojca. Ten człowiek urodził się na Ukrainie, ale nie sądzę, żeby przesiąknął ukraińską historią czy czuł większą przynależność do tego narodu. Mustafa Najem to człowiek, który pracował zdalnie dla ukraińskich mediów z Sawikiem Szusterem. Dzięki Bogu wygnano Szustera z Rosji, jednak wzniecał on burzliwe konflikty na Ukrainie, co dało mu sporą popularność.

– On kiedyś był i w Rosji.

– Tak, dzięki Bogu już go tam nie ma. W każdy piątek od 16 do 18 rodziły się konflikty dotyczące przeróżnych problemów. Cały czas znajdowano przyczyny dla sporów. Jasne, że w każdym społeczeństwie są tematy, które rodzą ciągłe spory, i na Ukrainie spieramy się nie po to, by znaleźć rozwiązanie, ale po to, aby jeszcze bardziej się dzielić, i to nawet w kręgu rodziny.

– Jak długo był spokój na Majdanie?

– Tydzień, a to dlatego, że przez ten tydzień dokonywały się tam różne przetasowania. Majdan nie powinien był się rozpocząć w listopadzie. Według mojej oceny, a także na podstawie różnych źródeł, również pochodzących z opozycji, Majdan powinien był się zacząć w marcu-kwietniu tego roku. Dlaczego wtedy? Ponieważ zarówno Anglosasi, jak i Europa byli przekonani, że umowa o Eurookupacji zostanie podpisana. Miało to się stać 28 listopada. Znów proszę zwrócić uwagę na rolę symboli. 28 listopada to dzień uwolnienia Ukrainy z niemiecko-faszystowskiej okupacji. Coś dużo tych zbiegów okoliczności, gdy się tak temu wszystkiemu lepiej przyjrzeć. Widzimy przecież, że świat żyje na podstawie obrazów i symboli. Jaką piosenkę puszczono podczas defilady amerykańskich sportowców na otwarciu Olimpiady? „Płacz, płacz, uciekaj ode mnie precz, nie pokazuj swoich łez”. Jaka natomiast była piosenka na zamknięcie Olimpiady? „Nie wygłupiaj się, Ameryko”. Sądzę, że to nie przypadek. Że już nie wspomnę o kole olimpijskim — nie ważne czy to problem techniczny, czy nie — coś w tym jest.

– Świetne wyczucie czasu.

– Tak, zdecydowanie. Wszystko się wyjaśniło. Jeśli ktoś lubi historię, można poczytać czasopisma z lat 80., gdzie w prasie amerykańskiej wyraźnie było widać, że amerykańskie koło olimpijskie było pęknięte, jakby upadło i się rozbiło właśnie wtedy, gdy na całym świecie bojkotowano Olimpiadę. To znaczy, na początku Amerykanie sabotowali Olimpiadę lat 80. na różne sposoby u nas w Moskwie. Przy okazji, powstała bardzo dobra bajka związana z tym tematem. Przecież w czasach komunistycznych dyplomacja również miała swoje niuanse. Była bajka „Baba Jaga”, która wszystkim przeszkadzała. Baba Jaga to innymi słowy USA. No, i to amerykańskie koło. Odchodząc od wzorców i symboli. 28-29-ego powinno było się odbyć zgromadzenie. Powinna zostać podpisana umowa o Eurookupacji. Wraz z licznymi ekspertami zadaliśmy pytanie analitykom i dyrektorom instytutów – czemu ta umowa nie zostanie podpisana? Dlaczego? Dlatego, że o Janukowyczu można mówić różne rzeczy, ale nie że jest samobójcą. On dobrze rozumiał, że jeśli podpisze ten dokument, to natychmiast upadnie. Widać nie było w tamtym momencie porozumienia między Janukowyczem i Zachodem odnośnie gwarancji bezpieczeństwa, ochrony kapitału itd. Dlatego też targował się zarówno z Rosją, jak i z Zachodem. Naturalnie zorientowany był tylko na Zachód.

Janukowycz od początku był zdrajcą. Nawet nie tyle zdrajcą, co zwyczajnie on taki był od początku. Nigdy nie był ani po stronie Ukraińców, ani tym bardziej Rosjan czy też państwa rosyjskiego, o czym świadczy chociażby fakt, że jego głównymi doradcami byli doradcy z ugrupowania Republikanów. Ci sami, którzy byli doradcami Partii Republikańskiej w USA od 2004 r. Dziesięć lat kierowali tym człowiekiem polityczni gracze zza oceanu. Wątpliwym jest, żeby planował on umacniać Ukrainę na postkomunistycznej ziemi, zrobić z niej niepodległe i suwerenne państwo. Nie zapraszałby wtedy doradców zza oceanu.

– Jak pan sądzi? Czemu nie podpisał umowy?

– Nie zrobił tego z dwóch powodów. Po pierwsze, nie doszedł do porozumienia w kwestii premii i gwarancji związanych z wyprowadzeniem kapitału, zresztą głównie swojego, bo to jeden z najbardziej złodziejskich liderów na świecie. Wiadomo o co najmniej 4,5 mld dolarów, które znajdowały się w centrach offshore, będących pod jurysdykcją USA i Wielkiej Brytanii. Są to Brytyjskie Wyspy Dziewicze, Amerykańskie Wyspy Dziewicze itd. Nie dogadał się w kwestii gwarancji zachowania tych aktywów. Po drugie zaś, możliwe, że Janukowycz jeszcze nie otrzymał tych premii, które oni chcieli uzyskać od Rosji.

– Widzi Pan, pojawia się taka kwestia. Teraz rozumiemy, że ta jawnie populistyczna akcja została przeprowadzona przez nowy rząd w Kijowie, kiedy do posiadłości Janukowycza zaczęto wręcz organizować wycieczki. Wydaje się, że wcześniej nie wiedzieli, że on w ogóle ma taką posiadłość. Powie Pan o tym kilka słów? Czy to rzeczywiście nowość dla ukraińskiego społeczeństwa?

– Wiadomo o tym było od dawna, o tym miejscu dużo się mówiło. Meżyhiria (Międzygórze) po prostu stała się symbolem korupcji i bezprawia Janukowycza.

– Kiedy on to zbudował? W jakich latach?

– Budowa trwała gdzieś od 2010 do 2012 r. W 2012 r. ją zakończono. Można tu jednak zauważyć coś innego. Nie chodzi tu o to, że skupiono się na Międzygórzu. Skupiano się na nim od zawsze. Międzygórze to jakby wyznacznik stosunku społeczeństwa do tego, co się wokół dzieje. Nabijali ludzi w butelkę, pokazywali co chcieli. Ja to nazywam fenomenem bosego dzieciństwa. Gdy w dzieciństwie ktoś głodował, żył w biednej rodzinie, to potem, jeśli nie był odpowiednio wychowany, zaczynał wszystko wydawać na świecidełka, grube złote łańcuchy, drogie samochody, wymyślne pałace i tego typu współczesne wymysły. Pokazywał w ten sposób, że ma dużo pieniędzy i że wszystko mu wolno. Właśnie taki syndrom bosego dzieciństwa przejawiał się u Janukowycza. Rzeczywiście pochodził z biednej rodziny, jest półsierotą, i od tego właśnie zaczęło wszystko wychodzić: w młodości strącanie czapek, następnie zwyczajna kradzież i bezprawie, które urządzał gdzie popadnie. Ukraina w rzeczywistości przerodziła się w kraj bandytów. W każdym obwodzie zaczęli pojawiać się tzw. opiekunowie. Takie oto bandyckie pojęcie: opiekunowie obwodu, którzy zabierali pieniądze przedsiębiorcom i przekazywali je Janukowyczowi i jego synowi. Opiekunowie byli bardzo dobrze zorganizowani, tzn. był to całkowicie analogiczny system władzy. Opiekunowie mianowali gubernatorów, merów itd. Natomiast, co można zauważyć na przestrzeni tych paru lat, od większości tzw. liderów opozycji nigdy nie usłyszymy słowa krytyki pod adresem tych opiekunów. Na przykład, p. Poroszenko był ministrem w rządzie prezydenta Janukowycza. Pan Kliczko, jako lider niby opozycyjnej partii Udar, całkowicie podlegał administracji prezydenta. Wszelkie problemy partii Udar były rozwiązywane po telefonie z administracji prezydenta. Mówię to, żeby wyjaśnić, jakie są realia Ukrainy. Taka to właśnie była gra.

– A Jaceniuk?

– Jaceniuk, to w ogóle ciekawy przypadek, ponieważ ten człowiek praktycznie urodził się politykiem. W wieku ok. 20 lat był już ministrem, a potem rzecznikiem Rady Najwyższej.

– Za czyich rządów? Tzn. on za Janukowycza obejmował jakieś stanowiska?

– Tak, za Kuczmy zaczął obejmować jakieś funkcje, potem za Juszczenki, a za Janukowycza był niby w opozycji, ale w takiej opozycji, której nikt nigdy nie ruszał, która miała tysiące najlepszych bilbordów. To wszystko była gra. Tzn. ci wszyscy ludzie potem dzielili biznes między sobą, wspólnie się relaksowali, a nawet żenili.

– Wspólny relaks, to znaczy…

– Wspólny relaks to nieformalne spotkania, powiedzmy, w bani czy saunie. Czyli po prostu spędzali ze sobą na rozmowach. Rzecz jasna nie publicznie, nie do obiektywów. Tym bardziej teraz nie zobaczymy dziesiątek scenariuszy na ten temat, co nie znaczy, że to się nie odbywało. Naród ukraiński był dzielony wszelkimi źródłami napięć czy sporów, a przy tym robili to wciąż ci sami lalkarze. Ma się rozumieć, że gdyby tylko ludzie rozumieli, co z nimi się wyprawia, jak ich obrabiają i kto to robi, to by, naturalnie, zadawali pytania.

– Czyli okazuje się, że Janukowycz sam stworzył warunki dla rozwoju tej opozycji, która obecnie pozbawiła go władzy, całkowicie naruszając konstytucję. Chcę powiedzieć, że we mnie Janukowycz nie wzbudza żadnej sympatii, zwłaszcza po tym, jak poddał Ukrainę Zachodowi. I poddał ją w najgłupszy i najbrutalniejszy sposób: zdradził Berkut, zdradził całe swoje środowisko, naród ukraiński. Krótko mówiąc, zdradził wszystkich bez wyjątku. Najważniejsze, że sam wszystko stracił. Można odnieść wrażenie, że Janukowycz kompletnie nie zna historii.

– Nie zna. Panie Mikołaju, on w tym czasie czapki strącał zamiast uczyć się historii.

– Chodzi tu nawet o historię najnowszą: Kaddafi, Saddam Husajn, Miloszewicz. Cóż, nie przeczytał zbyt wielu książek, rozumiem. Chcę jednak powiedzieć, że gdy przyjechałem z wizytą na Ukrainę, wszystkim najwybitniejszym politykom podpisałem po książce, w tym prezydentowi Ukrainy. Widać nawet jej nie czytał.

– Nie, ale trzeba było wydać ją ze złotymi kartkami, to by chociaż ją przejrzał. Z nim było nieco inaczej. Wie Pan, na czym polega problem Janukowycza? Spróbuję to pokrótce wyjaśnić, ponieważ Pan i widzowie żyjecie w innych realiach, że Janukowycz istnieje gdzieś niedaleko, ale jednak niewiele o nim wiemy. Proszę sobie wyobrazić, człowiek szedł, z wyrokiem. Wyciągnął go kosmonauta Bieriegowoj, dał mu możliwość wstąpić do partii i zrobić karierę, został kierownikiem garażu w Ministerstwie.

– Jeszcze nie do Partii Regionów.

– Tak jest. Bezpośrednio do Partii Komunistycznej, czyli KPZR. Zaczęła się kariera, został kierownikiem garażu, potem gubernatorem obwodu donieckiego. Tam już odbył trening, jak prawidłowo dawać wycisk, a robili to dostatecznie surowo. Następnie w 2004 r. zaczęto robić z niego prezydenta, i to jakby jeszcze za Kuczmy. Kuczma miał swój plan. Byli w nim także zachodni gracze polityczni, którzy do Kuczmy przyszli od jego zięcia Pinczuka. Pinczuk to dość ciekawy człowiek. Próbował odegrać rolę ukraińskiego Czubajsy, jednak nie do końca mu się to udało. Zaczął reprezentować określone interesy wpływowych rodzin z całego świata. Pinczuk po prostu zajmował się regularnym okradaniem państwa, zresztą dzięki temu, że szczęśliwie się ożenił. Dlatego wtedy zagarnął Kriworożstal, gdy była reprywatyzacja za „pomarańczowych”. Do tego inne fabryki, biznes rurociągowy, hutnictwo itd. Cóż, miliarder i pewnie jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Wtedy także Pinczuk przyprowadził do Janukowycza tych samych zachodnich graczy politycznych. I jaki plan zaczęto realizować? Wybiera pan najsłabszego z sympatyków Wschodu, karanego, rzecz jasna. Nie rozumieliśmy, czemu wciskają nam człowieka, który tyle mówił o języku rosyjskim jako o języku urzędowym. A to dlatego, że w potencjale kadrowym Partii Regionów były dziesiątki ludzi, którzy gierkami wygrywali u Juszczenki. Pamiętamy bowiem, jak podczas wysunięcia kandydatury Juszczenki wystąpił młody chłopak, Oleg Tiagnibok, wykrzykując pod adresem Żydów i Moskali różne hasła, by się z nimi rozprawić. Były słabe punkty i tu, i tu. To właśnie w 2004 r. po raz pierwszy opracowano technikę, która jak dotąd działa świetnie: konflikt na Ukrainie. To właśnie wtedy Ukraina została podzielona najsilniej — na Zachód i Wschód. Był to pierwszy punkt napięcia, który był jednocześnie pierwszą próbką tego, jak to wygląda. Natomiast Kuczmie, jako osobie nieprzezornej, wmawiano: teraz, gdy dojdzie do konfliktu zostaniesz na trzecią kadencję, wszystko pięknie się odwróci, wyjaśnisz, że trzeba było ratować kraj. Gdy Kuczma już zamierzał to zrobić, przyjechali do niego, jak zwykle, pośrednicy z Polski — „wielkiego” geopolitycznego gracza — i padły słowa, co należy zrobić. Później Kuczma, mając gwarancję bezpieczeństwa osobistego, a nie tylko to mu obiecano, ale też zapewniono, wyjechał z kraju. Juszczenko bezprawnie objął władzę w tzw. trzeciej rundzie i zadano pierwszy najdotkliwszy cios w kierunku ukraińskiej suwerenności i niepodległości, a raczej ich iluzji. Było już jasne, że kolejnym prezydentem może być ktoś z Majdanu. Potem Juszczenko okazał się, w przeciwieństwie do Saakaszwilego, marnym zagranicznym agentem. Co ciekawe, obaj panowie w podobny sposób poznali swoje żony. W obu przypadkach panie pomyliły miejsce w samolocie, siadły obok przyszłego męża i rozmawiały.

– Nie słyszałem o tym.

– Z Juszczenką to w sumie nic szczególnego, ponieważ Jekaterina, a dokładniej Catherine Claire Czumaczenko, była przynajmniej potomkiem banderowców, którzy uciekli za ocean. Natomiast z Saakaszwilim to w ogóle śmieszna historia. Obywatelka Holandii po prostu oszalała na punkcie Gruzji, wszystko o niej wiedziała, i tak się rozwinął dialog od samego początku. Ilekroć byłem za granicą, a byłem w ponad 50 krajach, gdy mówisz Georgia, to wszyscy myślą o stanie w USA. Nawet nie wiedzą, że jest taki kraj.

– Jedna kobieta wiedziała i od razu się z nią Saakaszwili ożenił.

– Tak, i do tego pomyliła miejsce w samolocie.

– Czysty przypadek.

– Tak miało być, czuć tu rzeczywiście boską ingerencję. Takie to niezwykłe sytuacje, a było ich więcej. Tak więc Juszczenko okazał się marnym zagranicznym agentem i zakończył karierę przegrywając na wyborach do drugiej kadencji i ustanawiając przy tym światowy „antyrekord”. Jako głowa państwa otrzymał najmniej głosów w historii ludzkości. Nigdzie Pan nie znajdzie mniejszej liczby głosów. On pewnie znał wszystkich trzech swoich wyborców: „ja i żona, czyżby kochanka też zagłosowała?”. A nie, to było inaczej. Kochanka podchodzi do męża i mówi: „Rozumiem, że oboje oddaliśmy głosy, ale kim jest ta pani?”. Podobnie było z Juszczenką. Janukowycz, proszę zauważyć, całkowicie uczciwie objął władzę w 2010 r. i chociaż Julia Tymoszenko krzyczała, że sfałszowano wybory itd., to Zachód ją uciszył, mówiąc: „Nie, wszystko było uczciwie”. Już wtedy dało się wyczuć, że dość dziwnie to wszystko wygląda. Sam też, na przykład, mam pewne wątpliwości co do uczciwości zwycięstwa Janukowycza w 2010 r.

– Różniło się to nieco.

– Tak, on wygrał, lecz zupełnie nie tak, jak było wtedy. Wiem, że były przykłady fałszowania i wiedziałem o tym, nawet nie śledząc tych wyborów zbyt aktywnie, natomiast zachodni obserwatorzy, którzy wynajdują tam wszystko, co tylko się da, jakimś cudem niczego nie zauważyli, chociaż niby byli zwolennikami Julii Tymoszenko. To też był ciekawy konflikt.

– Akurat byłem na Ukrainie, gdy trwała ta kampania wyborcza. Często spotykałem się tu z naszymi rosyjskimi wyborcami, jeśli można tak powiedzieć. Rosji wtedy było wszystko jedno, kto wygra.

– Rosja się nie wtrącała.

– Gdy tak Pan o tym opowiada, to wszystko zaczyna być jasne. Tak czy inaczej wciąż istnieje u nas pewna iluzja, którą rozwiano jednym powiewem wiatru. Dotyczyła tego, że Janukowycz był prorosyjski i nam się podporządkowywał, że straciliśmy coś na jego odejściu. Oddalamy się od chronologii Majdanu, ale zaraz do tego wrócimy. Proszę powiedzieć, co takiego prorosyjskiego zrobił lub też nie zrobił Janukowycz? Może parę słów o umowie o flocie czarnomorskiej. Czy inny prezydent by ją podpisał? Czy gdyby Julia została prezydentem, zawarła by tę umowę?

– Szybciej i konstruktywniej — bez dwóch zdań.

– A język rosyjski?

– Z językiem rosyjskim nic dobrego się nie wydarzyło, ponieważ obniżono jego status z międzynarodowościowego do regionalnego. Wyjaśnię, czym jest status regionalny. Regionalnym językiem może być język mniejszości narodowej, którą reprezentuje przynajmniej 10 % ludności danego regionu. Ponadto jak u nas dokonuje się spisów ludności, sądzę, że na każdy region przypadałoby 9,99% Rosjan. Okazało się więc, że może za wyjątkiem Krymu nie udałoby się go wprowadzić w najbliższej przyszłości w pozostałych regionach. Zatem, jak Pan widzi, język międzynarodowościowy spada do rangi regionalnego.

– Może jeszcze coś o osiągnięciach Janukowycza?

– Nie, nie ma tu mowy o osiągnięciach. Właściwie wszyscy nasi prezydenci, za wyjątkiem Juszczenki, dorabiali się władzy na jednym. Przykładowo, Krawczuk i rok 1991. Nie zagłębiając się, miał program 5 D, czyli dierżawnost’ (mocarstwowość), dwujęzyczność, demokracja itd. Aż chciałoby się dodać tutaj debilizm, ponieważ żadnego z tych postulatów nie spełniono.

– Dwujęzyczności też nie wprowadzono.

– Oczywiście, że nie. Temat został zamknięty za Krawczuka. To samo obiecał Kuczma. Rosyjski drugim językiem urzędowym. To samo obiecał Janukowycz w wyborach. Rzecz jasna punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jak tylko ich wybrano zrozumieli, że jeśli rozwiążą ten problem, to nie uda się już podzielić narodu. Problem języka tak naprawdę nie istnieje sam z siebie. Można go rozwiązać po prostu wprowadzając język, jednak dla zachodniej Ukrainy urosło to do rangi ostatecznego zła. Natomiast Wschód myślał sobie „pomęczycie się troszkę, a my go teraz wprowadzimy”, i za każdym razem na wiecach wyborczych zbierano głosy od ludzi zarówno typu nacjonalistycznego, jak i typu, który mówił po rosyjsku. Dlaczego „typu”? Bo oni byli jakby namiastką. Potem ci sami ludzie relaksowali się wspólnie w saunach i rozwiązywali wspólnie problemy. Jedyna, kolosalna kość niezgody była między Julią Tymoszenko i Janukowyczem. To był osobisty zatarg. Tymoszenko nazywała go zawsze więźniem i to zupełnie słusznie.

– Ciągle dawano wydźwięk tej osobistej nienawiści.

– Tak, aż doprowadziło to do więzienia, do którego Julia trafiła bezprawnie. Zawsze mówiłem, że zamknięcie Tymoszenko było motywowane wyłącznie względami politycznymi i nie miało żadnej podstawy prawnej, a to dlatego, że wsadzili ją za to, że podpisała kolegialną uchwałę.

– Oczywiście była to decyzja polityczna, jednak sądzę, że jeśli wyniki wyborów w 2010 r. byłyby przejrzyste, to więzień sumienia mówiłby zupełnie co innego.

– Ależ oczywiście. Obaj politycy otworzyli puszkę Pandory, ponieważ jest taka niepisana zasada, że żaden nowy prezydent nie może swojego oponenta zamknąć w więzieniu.

– 21 listopada — początek. 28 listopada — zaczyna się robić gorąco.

– Trochę później. Już wyjaśniam. 21 to początek. Majdan był jak wasze ostatnie protesty w Moskwie. Kreatywni ludzie wyszli na ulice. Na Majdanie były trzy grupy ludzi. Pierwsza. Ci, którym skradziono marzenia. Wszyscy byli pewni, że zaraz zostanie podpisana umowa o okupacji, nawet nie rozumiejąc, co to jest. „Wstępujemy do Unii Europejskiej” — tak z pełną powagą mówiła większość ludzi. „Zaraz dostaniemy wypłatę, zatkają dziury w kanalizacji, nie będzie więcej kolejek w przedszkolach”.

– Nie będzie wiz.

– Tak, ruch bezwizowy. I to całkiem poważnie.

– Nikt jej nie czytał.

– Nikt jej nawet nie przetłumaczył. Gdy posłowie nad nią głosowali, nie było tłumaczenia ani na ukraiński, ani na rosyjski. Nasi dyplomaci otrzymali swoimi dyplomatycznymi kanałami, przez Brukselę, wersję rosyjską i dali ją do poczytania Janukowyczowi, po czym, jak w wywiadzie opowiadał Siergiej Głazjew, włosy stanęły mu dęba, co zresztą nie dziwi. Rozmawiałem z Siergiejem Głazjewem na ten sam temat. On jest z moich stron, z Zaporoża. Tu też ciekawa sprawa, mówi: – Nie mogę tego pojąć. Rozmawiamy z waszymi urzędnikami. Oni mówią: – Nie denerwujcie się, my i tak tego nie będziemy egzekwować. – Jak to nie będziecie? Podpisujecie, a później nie egzekwujecie? Aż go głowa rozbolała od tego, co się wyprawia. Należy też pamiętać, że mamy tu na Ukrainie zwyczajnych bandytów. Co więc planowali robić? Maksymalnie zmniejszyć wagę tego problemu, zniszczyć co się da, a potem niczego nie podpisać i trzymać się planu, którego nie znał nikt poza Janukowyczem i jego najbliższym otoczeniem — zdradzić Ukrainę i spokojnie uciec na Zachód do tzw. złotej klatki, która była mu obiecana. Negocjacje trwały bardzo długo, zamieniali aktywa, przygotowywali je do odpływu. Rozumie Pan, jeśli ci ludzie szykowali się na konfrontację, a dobrze wiedzieli, że taka konfrontacja by się zaczęła, gdyby Janukowycz zaczął walczyć o niepodległość Ukrainy, to wysyłaliby aktywa do takich miejsc jak Makau czy Hongkong, gdzie są chińskie wpływy, a nie wyłącznie do Anglosasów. Nie mówię już nawet o Kałmucji, która byłaby najlogiczniejszym rozwiązaniem dla Janukowycza, jeśli chciałby się zwrócić w stronę Euroazjatyckiej Unii Celnej. Wysyłali jednak wszystko do offshorów znajdujących się pod kontrolą Waszyngtonu i, pośrednio, Londynu. Co się zatem działo? Podwyższyli poprzeczkę, a Janukowycz gromił wszystkich. Po prostu było bardzo ciężko. Markow, poseł Rady Najwyższej, Sądu Najwyższego Ukrainy, który mu się sprzeciwiał, został posadzony.

– O, na tym się zatrzymajmy. To znaczy, że jednak ma charakter, czy też nie?

– Kto?

– Ten, kto nie mógł go przejawić, gdy była taka potrzeba — Janukowycz.

– Janukowycz? Oczywiście, że ma! Co Pan? Właściwie w 2004 r., gdy odebrali mu zwycięstwo, które już miał w rękach, po prostu pragnął krwi, chciał wprowadzić wojsko, rozstrzelać wszystkich. Wtedy był nikim (premierem), a całą władzę sprawował prezydent. Teraz, gdy nie było możliwości ruszyć ani na prawo, ani na lewo w strukturach siłowych, mógł bez problemu zrobić to, do czego był zobowiązany. W końcu był gwarantem Konstytucji. A co gwarantuje Konstytucja? Porządek, równość, braterstwo i tak dalej. Na ulicach uzbrojeni ludzie. Ludzie, którzy naruszają ład społeczny. Milicja i armia są gotowe zaprowadzić porządek. Przychodziliśmy na front praktycznie codziennie przez kilka miesięcy i rozmawialiśmy z tysiącami funkcjonariuszy milicji, Berkutu, wojsk wewnętrznych, armii itd. i oni wszyscy mówili: „30-40 minut i Majdan znika”. Najwięksi pesymiści mówili o godzinie.

– Mówi Pan o armii, a czy armia też jest z tym związana?

– Nie, przepraszam. Miałem na myśli wojska wewnętrzne. To nie do końca to samo, chociaż też podlega pod MSW. Chodzi jednak o to, że takie rozwiązanie mogło być zupełnie pokojowe, ponieważ wtedy jeszcze nikt niczego w rękach nie miał. Tylko jakieś plakaty, pałki, ale nie broń palną. Te pałki to nie są kopie syryjskich armat domowej roboty, miotaczy, moździerzy, to nie butelki z łatwopalnym płynem. Także nie podejmowano żadnych decyzji politycznych. Tu chciałbym zrobić małą dygresję i przypomnieć, że są niezwykłe techniki, które zawsze działają (jak dotąd świetnie się sprawdzają na Ukrainie), autorstwa Gene’a Sharpa, taki dziadek z Ameryki.

– To są „pomarańczowe” techniki.

– Tak.

– Ale wydaje mi się, że na Ukrainie nie zadziałały.

– Jak to nie?

– Ponieważ tam przewrót narodowy zwyciężył, a rewolucja „pomarańczowa” nie.

– Sądzę, że one były wykorzystywane nie dla „pomarańczowych” wydarzeń, a dla jako takiego przewrotu narodowego. Cała ta książeczka (polecam przejrzeć), a aktywnie ją popularyzowali u was wszelcy agenci — chyba się nazywa „Od totalitaryzmu do demokracji” — ma jakieś 189 stron na temat pokojowych sposobów sprzeciwienia się władzy. Jaki w tym sens? Co jest tam główną tezą?
– Na początku naród powinien rozgorzeć gniewem z powodu istniejącej niesprawiedliwości.
– Następnie powinna nastąpić bezkarna agresja pod adresem rządu i ta agresja powinna być systematyczna.
Systematycznie powinno dochodzić do ataków na struktury siłowe, instytuty państwowe, rząd jako taki. Po co to wszystko? Po pierwsze, gdy ludzie widzą niesprawiedliwość (przemoc), a to się stało 30 listopada, gdy fraza „Oni bili nasze dzieci” stała się światowym hitem na Twitterze. Otóż, na Ukrainie Twitter nie jest wcale popularny, ma może kilka tysięcy aktywnych użytkowników. Naszym numerem jeden wśród portali społecznościowych jest VKontakte, a potem Facebook. Może jeszcze „Odnoklassniki”.

– Co się stało? Coś mi to wygląda na prowokację.

– I tak właśnie było. Na początku, szczerze mówiąc, pomyliłem się, bo myślałem, że ta technika była wymierzona w Janukowycza. Myślałem, że to właśnie jego chcą go zastąpić. W tym wszystkim brał udział szef administracji Lowoczkin — syn kierownika więzienia, w którym siedział Janukowycz. Jasne, że to nie jest zwykłe pokrewieństwo, a coś więcej (zwłaszcza dla tego człowieka). Dlatego też Lowoczkin mając zaledwie 30 parę lat został wielkim człowiekiem, stał na czele administracji i tak dalej. To właśnie Lowoczkin chodził po Majdanie od pierwszego dnia. To on stał za rozkazem likwidacji Majdanu w nocy z 29 na 30. Nie mogłem zrozumieć, jak szef administracji tak bezproblemowo to wszystko robi. Wyobraźmy sobie, że to rosyjski szef administracji spaceruje po Majdanie, co prawda nieoficjalnie, bo po godzinach pracy. Ale żeby szef administracji codziennie jeździł do ambasady USA? Może tam dobrą herbatę dają czy co.

– Ciasteczek chciał z rana pojeść.

– O, tak! Ciasteczek! Przecież tam są ciastka — pewnie tak było. Czemu on wciąż tam jeździł, przed Majdanem, w pierwsze dni Majdanu? W zasadzie ja o tym wiedziałem, a wydaje mi się, że Janukowycz tym bardziej, przecież on ma służby specjalne, a ja tylko swoje jawne źródła informacji. Byłem przekonany, że to jakiś układ Janukowycza, który był technicznie realizowany, tylko po co? Ponieważ Lowoczkin zajmował się wszelkimi sprawami „Udaru”, to najważniejszą kwestią było odsunięcie od władzy Janukowycza i postawienie Kliczki na jego miejsce najszybciej jak to możliwe. Kliczkę, bo on jest naiwnym człowiekiem, jak wszyscy sportowcy. On chyba częściej rozmawiał z gruszą bokserską niż z ludźmi, dlatego nie bardzo rozumie, co się wokół niego dzieje. Żal mi go, ponieważ jako sportowiec był rzeczywiście wielkim człowiekiem, ale rzucili go po prostu w ogień.

– Może ma wyrzuty sumienia, w końcu to na jego sumieniu jest krew.

– Myślę, że on nie rozumie, co się dzieje. Według mnie on sobie to jakoś wyjaśnił — to nie wyrzuty sumienia, chociaż może i są, bo ostatnio gdzie nie wystąpi, nie wygląda zbyt wyraźnie. A wiadomo, że alkohol i inne używki bardzo niszczą organizm. Może widział pan filmik (wystąpienie Kliczki). Cały czas sprawiał wrażenie, jakby był pijany. Pewien nie jestem, ale plątał mu się język, powtarzał słowa, spoglądał na kartkę. Nawet jak kiedyś wstawał po nokautach, to mówił lepiej niż teraz.

– Dwa dni temu powiedział, że rozmawiał ze zmarłymi.

– Tak, i to nie raz. W Internecie bije teraz rekordy oglądalności filmik (mogą Państwo obejrzeć), gdzie Kliczko mówi: „regularnie rozmawiałem ze zmarłymi milicjantami i oni do mnie mówią”. Na początku mówi w czasie przeszłym, potem w teraźniejszym: „ze zmarłymi aktywistami i oni do mnie mówią”. Duże straty ma w świadomości. Bóg z nim. Niech Bóg da mu zdrowie i zrozumienie…

– Jeszcze małe pytanie. Czytałem, że jeden z ukraińskich sądów jeszcze w okresie tego całego napięcia postanowił sprawdzić, czy Kliczko ma pozwolenie na pobyt w Niemczech.

– Miał takie pozwolenie nie tylko w Niemczech, ale i w USA. Ten człowiek wszystkie podatki płacił tylko w Niemczech i USA. Za zeszły rok oficjalnie zarobił ponad sto milionów, a nic nie wpłynęło do ukraińskiego budżetu. Taki to nasz ukraiński patriota. Najczęściej prawdziwi ukraińscy patrioci typu „ludzi narodowościowo świadomych” żyją na kanadczyźnie i amerykańszczyśnie, jak to lubią nazywać. Kochają Ukrainę na odległość i uczą Żydów i Moskali, którzy żyją na Ukrainie i ją budują, jak prawidłowo wszystko robić. Takie właśnie metamorfozy tutaj zachodzą. Mamy taki znakomity Światowy Kongres Ukraińców, który jakoś nie chce przyjechać na Ukrainę. Gdy już państwo uzyskało niepodległość, z jakiegoś powodu „pomagali” krajowi, owszem, ale na odległość.

– Wróćmy do tej prowokacji z 30 listopada.

– Tak, z 29 na 30. Majdan zaczął się 21. Dlaczego? Powinien był się zacząć w marcu-kwietniu tego roku [2014]. Krótko wyjaśnię. Jestem o tym święcie przekonany, bazując na zdobytej wiedzy. Ponieważ Anglosasi byli przekonani, że Janukowycz mimo wszystko podpisze umowę o Eurookupacji, a potem już dogada się w sprawie wyjazdu i odpływu pieniędzy. Janukowycz jakby wyznawał zasadę „najpierw pieniądze, a potem towar” — i nie podpisał. Wtedy zaczął się łamać i to dość mocno: „Podpisuj teraz, a potem się dogadamy”. Ale przecież wiemy, że Anglosasi też mają swoje powiedzenie: „Wyświadczona usługa nie jest nic warta”. Zgodnie z tym, Janukowycz chciał przedpłaty, jak ten oszust,
który świetnie rozumiał, że potrzebuje mieć wszystko wcześniej. No, i zaczęli na niego naciskać dość mocno: zaczęli go zawodzić, szczuć Majdanem. Wpadał w straszną panikę na samo słowo „Majdan”. Pamiętał bowiem, jak w 2004 r. odebrali mu władzę z pomocą dotychczasowych Majdanów. Np. był Majdan podatkowy, gdy wprowadzono reformę podatkową, która doprowadziła do bankructwa małych i średnich przedsiębiorstw. Kilkaset osób wyszło na Majdan: bito ich, zatrzymywano, pozywano — nie było ceregieli. A tutaj ludzie wyszli z antykonstytucyjnymi żądaniami (zarządzanymi wewnętrznie) i prezydent siedział spokojnie kilka miesięcy.

– Kiedy był ten podatkowy?

– Kiedy Janukowycz jeszcze nie zbudował hierarchii w rządzie. W 2011 r. — rok od objęcia władzy przez Janukowycza, gdy jeszcze nie do końca wymienił wszystkich ministrów.

– Wróćmy do wydarzeń z nocy 29 na 30.

– Oczywiście. Przez tydzień na Majdanie był spokój. 27-29 odbyło się z zebranie na szczycie. 29 listopada, gdy już się kończyło, było jasne, że Janukowycz niczego nie podpisze. Jak jeden mąż wszystkie zagraniczne urzędy Unii Europejskiej i, przede wszystkim, Departament Stanu USA ogłosiły: „Żadnej przemocy — nie stosujcie przemocy”. Wszyscy byli tutaj zdumieni, ponieważ do tamtej pory Majdan przez tydzień zdążył się wypalić. Ludzie chodzili z plakatami w stylu „Rosja dla smutasów”. Spytałem jedną taką dziewczynę: „Dlaczego?” – W Rosji nie zalegalizowano lekkich narkotyków. Ja do niej: „To znaczy?” – W Europie je zalegalizowano i dlatego będzie się żyło weselej. Mówię do niej: „nie ważne, że gospodarka runie i nie będzie pracy?” Są zdjęcia w sieci, gdzie dwie całkiem ładne Ukrainki stoją z tymi plakatami. Mówię do niej: „nie ważne, że gospodarka runie i nie będzie pracy?” One do mnie: „dla naszych pięknych ukraińskich dziewcząt zawsze znajdzie się praca w Europie”. Nie pytałem już, o jaką pracę chodzi, ale była to absolutnie poważna odpowiedź dwóch młodych dziewczyn. Chodzili tam też ludzie w maskach śmierci, z jakimiś kosami.

– Karnawał.

– Tak jest, jak jakiś karnawał. Zdarzali się też ludzie niezadowoleni — zwłaszcza w pierwsze dni. Główny powód to korupcja — rzeczywiście ukraiński naród znacznie zubożał. Cóż, tutaj życie to nie bajka, a teraz tym bardziej będziemy pewnie marzyć chociaż o łyżce dziegciu, bo już nie będzie czego do ust włożyć. Naprawdę teraz Ukraina zostanie już całkiem zrujnowana i rozkradziona, ale to już inna kwestia. Tak więc co się dzieje? Ludzie wyszli na ulice, burzyli się i do piątku 29 listopada kilku liderów Euromajdanu już powiedziało, że „koniec — przenosimy Majdan na wiosnę. Zgromadźmy się wiosną”. I właśnie wtedy padają komunikaty ze strony wszystkich instytucji UE i USA, co wywołało u mnie déjà vu. Przypomniałem sobie historię z 1936 r. w Hiszpanii. Nie było wtedy komórek, Internetu, Twittera i jakoś trzeba było dostarczać informacje.

– „Nad całą Hiszpanią niebo jest bezchmurne”?

– Dokładnie tak. „Nad całą Hiszpanią niebo jest bezchmurne”. To zdanie miało rozbrzmieć we wszystkich radiostacjach i było ono znakiem dla faszystów, żeby wprowadzić przewrót, w którym Franco objął władzę. Była wojna domowa i republikańska Hiszpania przestała istnieć. To była jakby pierwsza prawdziwa wojna przed wybuchem II wojny światowej w 1939 r.

– Sądzi Pan, że Amerykanie dali sygnał, aby rozpocząć rozruchy?

– Oczywiście. Uważam, że to był sygnał, ponieważ nie wystarczą wyłącznie jawne i tajne kanały komunikacji czy rozmowy w ambasadzie. Było porozumienie: „Gdy to powiemy — zaczynajcie”. Spore podobieństwo. Wie Pan, nawoływać do pokojowego rozwiązania konfliktu, który już się skończył, było co najmniej dziwne. Podzielę się jeszcze jednym spostrzeżeniem. Na Majdanie stała wielka scena, taka jaskrawa, a właściwie wielki ekran, na którym cały czas puszczano filmiki, opowieści itd. I Majdan z punktu widzenia geografii był tylko Lwowsko-Iwano-Frankowsko-Ternopolski, czyli Galicja, która zawsze miała swoje zdanie i narzucała je całemu państwu. Byli tam bardzo aktywni ludzie w odróżnieniu od centralnej części Ukrainy. W głębi kraju wszyscy pracowali, a pracy było mniej, niższy poziom życia i dlatego te obwody są dotowane. Przykładowo mój rodzinny obwód zaporoski przelewa rocznie średnio miliard hrywien do obwodu iwano-frankowskiego, ternopolskiego i lwowskiego. Tam, powiedzmy, stosunek zarobionych pieniędzy do otrzymanych z budżetu wynosi jeden do dwóch, dwóch i pół, czyli ludzie żyją ponad stan. Region ten żyje z tego, że zabiera pieniądze Wschodniej Ukrainie. Tak więc cały Majdan był na początku taki właśnie regionalny. Tam nawet była taka wokalistka, Rusłana Łyżeczka. Ciężko ją nazwać wokalistką, po prostu taki biegający i krzyczący osobnik z Majdanu. Przy okazji, w porę wygrała Eurowizję w 2004 r. na Majdan 2004, aby zyskać na popularności i stać się symbolem. Wtedy też była jednym z liderów Majdanu. Rusłana Łyżeczka nawet wymyśliła hasło: „każdemu mieszkańcowi Kijowa po mieszkańcu Lwowa”. Ponieważ przyjechaliśmy tutaj, ale nie ma gdzie mieszkać, to zabierajcie nas, pomieszkamy sobie u was. Jakoś nie było odzewu na to hasło w Kijowie. Rzecz jasna, przyjezdnych kwaterowali w hostelach obok albo nocowali oni na Majdanie. Nawet finansowo całkiem nieźle sobie radzili.

– A czy budynki już przejmowali?

– Nie, niczego nie przejmowali. Wtedy był spokój. Co ciekawe, co noc na Majdanie był obecny któryś z narodowych posłów z Majdanu (tzw. opozycji), żeby ludzie się nie rozeszli. Co noc była też obecna Rusłana Łyżeczka, stawiająca na równe nogi swoim krzykliwym głosem. Tej nocy, po pierwsze, zdjęto ten telebim, bo był bardzo drogi w utrzymaniu,
i zniknęły stamtąd precz wszystkie ważne osobistości. Zniknęli dokładnie na godzinę przed szturmem na Majdan i pojawili się w ciągu pół godziny-godziny już po szturmie. Oczywiście wszyscy swoje zniknięcie tłumaczyli bardzo wiarygodnie: „trzeba było psa wyprowadzić”, „lekarstwa zażyć”, „spełnić obowiązek małżeński”. Dokładnie na godzinkę pojechał i ni z tego, ni z owego przybył krwawy „Berkut” i wszystkich przegonił. Ciekawa to zabawa, gdy tak to wszystko obserwujesz i analizujesz — zwyczajnie wybałuszasz oczy i włosy stają dęba, tak rozwinęła się myśl technologiczna naszych zagranicznych wrogów, którzy tak cudownie mogą rozbijać łby narodów między sobą. A zaufanie pojawia się bardzo szybko. Co było dalej? Na placu byli już tylko „euroromantycy” — młodzież, która demonstrowała ze względów ideologicznych, dla dobrobytu, czyli nic ważnego, ale demonstrowali, śpiewali piosenki, siedzieli przy ognisku, pili herbatę i tak dalej. Była ich tam setka, góra sto pięćdziesiąt. Oczywiście nie było już nic takiego narodowego robionego pod publiczkę.

– Czyli to cały Majdan i więcej nie będzie żadnego Majdanu?

– Tak. Można obejrzeć nagrania, wszystko jest w Internecie — wszędzie, cała prawda. I tu znów ciekawa sytuacja: pojawiła się grupa młodzieży jakby znikąd. Grupa ta wyszła od strony Chreszczatyku, a „Berkut” od Instytuckiej, z naprzeciwka, i znalazł się między tą grupą aktywnej młodzieży a „euroromantykami”. Właśnie tu zaczęły się starcia między tymi aktywnymi i „Berkutem”, a były na tyle gwałtowne, że w stronę „Berkutu” zaczęły lecieć kamienie, żarzące się kije, butelki z wodą, jajka. Ogólnie rozpoczęła się jawna agresja, atakowano „Berkut” itd., a ten zaczął ostro szturmować tę aktywną grupę ludzi. Co ciekawe, część z nich uciekła, a część od razu pobiegła w stronę „euroromantyków” żeby się zmieszać z tłumem. Później widać, że i tam dochodziło do bójek. Właściwie starcia nie były tak ostre, jak w Unii Europejskiej. Oczywiście ukraińskie „śmierdia” (środki masowej reklamy, agitacji i dezinformacji) bardzo szybko nakręcały sytuację: „Oni bili wasze dzieci”. Bardzo dobrze widać to na filmie, ale nie tym z ukraińskiej telewizji, tylko właśnie z Internetu. Nagrali go jacyś amatorzy i były też bezpośrednie nagrania MSW. Widać jak milicjant (funkcjonariusz „Berkutu”) biegnie i mówi do jednego: „Idź do domu”, a za drugim biegnie dwieście-trzysta metrów, dogania go i zwala z nóg. Nie wiem, może musieli wyrobić normę, żeby zdać testy sprawnościowe. Co szkodziło funkcjonariuszowi „Berkutu” spałować tego chłopaka, który stał koło niego? Z jakiegoś powodu biegł za konkretną osobą, a biegł dlatego, że widzieli, kto był prowokatorem, a kto tym „euroromantykiem”.
Nic dziwnego więc, że z rozpędu prędzej ucierpieć mogli zwykli ludzie.

– Ale nie pobili wszystkich?

– Daleko im było do wszystkich. Mało tego, pierwszą ofiarą był korespondent agencji Reuters, Gleb Garanicz. Zarówno ta agencja, jak i ten człowiek (fotograf) byli znani z niezwykłych scen z wojny „08.08.08” w Południowej Osetii i Gruzji.

– Czy to ten, co przez całe dnie nie zmywał krwi z twarzy?

– Tak jest. To ten, co był wciąż zakrwawiony, taki przerażający. Odejdę na chwilę od tematu, żeby powiedzieć o Gruzji, gdy tam z jednym trupem (bo chyba to był trup) kilku ludzi jeździło od miejsca do miejsca. Czy to byli jego krewni, opłakujący zmarłego, czy też sanitariusze niosący ciało, nie wiadomo.

– Mówiliśmy już o tym.

– Zrobiono 7-8 zdjęć jednego i tego samego trupa, tylko twarze zmieniano. Ludzie ciągali trupa po całej Gruzji i cały czas się z nim fotografowali (taka sesja). To też była sprawka Reutersa i pan Garanicz dobrze znał tę technikę. Nie jestem w stu procentach pewien, ale o ile mi wiadomo był bezpośrednio związany z tymi niezwykłymi zdjęciami ze scen wojennych. Nasza młodzież (działa u nas organizacja „Słowiańska Gwardia”) uczestniczyła w ciekawych obozach, czyli „Szkołach Młodych Liderów”. Nota bene, zaczęły się one pojawiać na Ukrainie wiosną 2010 r., czyli od objęcia przez Janukowycza władzy. Pierwszy powstał chyba w kwietniu, a inauguracja Janukowycza była w marcu. Na początku brali w nich udział jedynie członkowie partii opozycyjnych, takich jak „Front Zmian” (czyli Arsenij Jaceniuk, który później wszedł do „Batkiwszczyny”), później „Batkiwszczyna”, czyli aktywiści partii „Udar” (Kliczko) i potem aktywiści ze „Swobody” Tiagniboka (ukraińskich nacjonalistów). Główna teza, którą tam wyznawano, zakładała: „jak wyciągnąć ukraińską młodzież z Internetu do realnego świata, nauczyć obalać rząd i doprowadzać do niego odpowiednich ludzi”. Jak „obalać rząd” i kim są „odpowiedni ludzie” tezy te nie tłumaczyły. Chodzi jednak o to, by z młodzieżą pracować bardzo systemowo. Były tam dziesiątki zagranicznych agencji, np. USID, NDI, IRI — cała amerykańska gromada. Widzimy, że Republikanie i Demokraci dążyli wspólnie do jednego celu, specjalnie się nie różnili.

– Możemy jednak wrócić…

– Tak. W tych obozach cały czas trenował Marko Iwkowicz, zresztą bardzo ciekawa osoba. Może później do niego wrócimy. On w Rosji jest persona non grata, tak samo jak na Białorusi i w Kazachstanie. Zyskał sobie sławę podczas rewolucji w 2000 r. w Belgradzie, gdy pierwszy raz objął tam władzę proamerykański prezydent. Wtedy była to „rewolucja traktorowa”. W 2002 r. w Gruzji była to „rewolucja róż”, w 2004 r. brał udział w „pomarańczowej rewolucji” tu na Ukrainie, był konsultantem w Kirgistanie itd. Słowem, bardzo „cenny” specjalista — Amerykanin serbskiego pochodzenia, specjalista od rozwoju społeczeństwa obywatelskiego z NDI — prosto z amerykańskich struktur. A zatem, wracając do wydarzeń z 29-30 listopada, co było dalej? Po akcji „Berkutu” pierwszą ofiarą był, naturalnie, Gleb Garanicz. Z pewnością wszyscy widzieli jego zakrwawioną twarz. Taki zarośnięty człowiek, trzyma się za głowę, a spod ręki cieknie mu krew, cała twarz we krwi i tak dalej. Otóż w tych obozach, także w „Szkole Młodych Liderów”, uczyli, jak zostać ofiarą na różne sposoby. Po pierwsze, bierzesz małą torebkę z krwią, wsadzasz ją sobie do kieszeni i w odpowiednim momencie wyciągasz ją i bijesz nią o głowę. Cała głowa w krwi, krzyczysz „Milicja rozbiła mi głowę”, a dopóki jest panika i szał, nie wiadomo: zrobili to czy nie. Nie będę się upierał, czy miał pan Garanicz taką torebkę, czy nie, ale podobna historia wydarzyła się później z byłym ministrem spraw wewnętrznych, Jurijem Łucenko, który też trzymał się za głowę i od razu trafił do szpitala. Potem jednak zdradził go zsuwający się z głowy to na prawo, to na lewo bandaż. Łucenkę nieustannie odwiedzali wszyscy ambasadorzy. Jego żona odwiedzała go rzadziej niż ambasadorzy USA i Niemiec.

– Martwili się.

– Nie wiem, może rzeczywiście zacieśnili więzy męskiej przyjaźni.

– W sumie może po prostu się leczył. Widzieliśmy przecież, jak Julia Tymoszenko przyjechała na wózku.

– I to w butach na obcasie.

– Tak, a potem ją odwieziono do Ambasady USA , gdzie chodziła już o własnych siłach.

– Tak jest.

– Została uzdrowiona. Może ambasador przychodził ją leczyć.

– Może i tak. Jakimiś ziołami, czy co. Widzi pan, ilu tych sekciarzy do nas ostatnio przyjeżdża z USA.

– Nie, leczy się demokracją.

– Może i demokracją. Wracając do wydarzeń z 29 na 30, dosłownie o 8 rano na kanale Inter, należącym do Lowoczkina (szefa administracji) i Firtaszy — jeden z najważniejszych ukraińskich oligarchów, który zajmował się tematem gazu… Wysoka cena gazu w kuchenkach prostych ukraińskich mieszkańców to nie cena z Rosji, a cena z Rosji pomnożona przez 5-6. Ukraiński gaz w kuchenkach to tak naprawdę ukraiński gaz. Ukraina wydobywa gaz, którego starczyłoby na ocieplanie mieszkań i przygotowywanie jedzenia. Dla potrzeb życia codziennego tego gazu starczyłoby aż nadto. Rosyjski gaz jest dostarczany wyłącznie w celu zarobienia miliardów dolarów przez ukraińskich oligarchów.
Dlatego też nie istnieje na Ukrainie problem gazu. Gdy mówi się o problemie gazu lub „wojnie gazowej” i całej reszcie, to znaczy, że ukraińscy miliarderzy chcą zarobić jeszcze więcej miliardów na gazie, przenosząc podwyżki cen na barki zwykłych konsumentów. Tak wygląda ukraińska rzeczywistość. Zatem, wracając jeszcze do 29 listopada, w przeddzień szturmu, u Sawika Szustera (tak, nazywało się to „Studio Sawika Szustera”) w tym jego programie „Swoboda” (zresztą dobre słowo „swoboda”, czyli „wolność”, używano u nas nieustannie) następuje przejęcie transmisji na żywo. Przejęli ją „Trituszki”. Tak tu nazywamy trzy osoby (tri tuszki). Gdy ktoś się do nich odnosi mniej uprzejmie, to mówi „bokser”, „faszysta” i „królik”. Ja jednak skłaniam się ku nazywaniu ich „Trituszkami”, czyli panowie Kliczko, Jaceniuk i Tiagnibok. We trzech wparowują na transmisję i zaczynają wyważać drzwi. Tak tak, posłowie są u nas nietykalni, dlatego w naszym kraju robią co chcą. Tak więc wyważają drzwi, a jak Pan myśli, kto to zrobił? Wydawać by się mogło, że Kliczko, prawda? Rosły i silny. Nie, on stoi z boku. Może więc Tiagnibok, w końcu niewiele mniejszy, a krzepę ma. Jaceniuk! To Jaceniuk wyłamuje drzwi. Ten, któremu według jego politycznych graczy i wyborców brakuje męstwa. Do tego wszystkiego chodzi nieustannie z 4-5-dniowym zarostem.

– A wszędzie wyważa drzwi?

– Tak. Według socjologów i tak mu brakuje męstwa. Ludzie też go odbierają jako nie wystarczająco męskiego, dlatego musi wyważać drzwi. To jest podwójnie śmieszne: wyważał i wyważał, a one otwierały się po prostu do siebie. Nic nie trzeba było robić.

– Czego się nie robi dla wizerunku.

– Co więcej, nawet nam pokazali sceny, gdzie wyważali te drzwi, a potem ktoś z wewnątrz im otworzył. Widać nawet w takich zaplanowanych akcjach bywają zwroty, nie zdążyli wtedy zmienić kadru. Także przejmują studio Szustera. Widać Szuster był na to gotowy, chociaż próbował zrobić bardzo zdziwioną minę. A przedstawiciel Partii Regionów, Jelena Bondarenko, mówi: „Ach, Panie Sawik, co pan tu wyprawia? Przecież to jakaś błazenada. Ale nas pan zrobił. Przecież my mamy limity, kto pod kogo ma mówić. Nie jesteśmy tak mocni w rozmowie z nimi. To są liderzy partii, a my tylko pionki z Partii Regionów”. Dla członków Partii Regionów to był z pewnością niemały szok, po czym niby program znika z transmisji na żywo, chociaż to wszystko należy do Lowoczkina, jednak znika i po 15 minutach znowu wraca. Dało się odczuć, że nie ma wolności słowa, walki, innych ważnych rzeczy, po czym program jednak jest kontynuowany i około 1 w nocy podczas transmisji nagle jeden z przedstawicieli tzw. opozycji, pani Gieraszczenko (cały czas pracowała w służbach bezpieczeństwa Ukrainy za Juszczenki), mówi o tym, że „oni tam na Majdanie biją nasze dzieci”. Widać nie spojrzała jaka to strefa czasowa, tzn. zakomunikowała co się oficjalnie stało, ale na 3,5-4 godziny za wcześnie. Nikt na to zdanie specjalnie nie zwrócił uwagi, ale, na szczęście, ją nagraliśmy, wstawiliśmy do Internetu, gdzie dokładnie widać, jak padają słowa „biją dzieci na Majdanie” zanim je jeszcze…

– Zaczęto bić.

– Właśnie, jeszcze ich nie pobili. Nic się jeszcze nie zdarzyło. Potem już tak, kiedy ten szturm o 7 rano pojawił się w specjalnym wydaniu wiadomości, których nie powinni byli puszczać, gdyż był weekend (na kanale Inter te wiadomości nie są o tej porze wyświetlane), to już wtedy mówili, że pobito. Mało tego, widać kadry z pobitymi ludźmi. Proszę zwrócić uwagę, że dziennikarze z jakiegoś powodu poszli w nocy do pracy. Jak dotąd państwowe stacje telewizyjne nie pokazały tego filmu. To tak samo jak w Moskwie w sierpniu 1991 r., wszyscy byli już tam, gdzie mieli ginąć ludzie, gdzie odbył się napad na patrol mobilny i gdzie miało zginąć trzech ludzi, których potem okrzyknięto bohaterami 1991 roku. Dokładnie tak. Tu było dokładnie tak samo. Mało tego, okazało się, że: „szef administracji prezydenta złożył dymisję, ponieważ nie popiera przemocy”. Janukowycz jeszcze nie rozumiał z rana, co się stało, ponieważ szturm rozpoczął się o 4:30-5:00, a o 7:00 szef administracji już złożył dymisję. Minister spraw wewnętrznych, Zacharienko, też nie rozumiał (i to na pewno), co się dzieje. Przetarł oczy i oznajmił: „poczekajcie, trzeba się zorientować co się stało”. Ale już szef administracji złożył dymisję. Pełniący obowiązki mera Kijowa powiedział: „jestem oburzony, jak to tak?!” Ogólnie wszystko ostro zaczęło się sypać. Do czego prowadzi taka sytuacja? Do tego, że jeśli prezydent zaczyna karać, to struktury siłowe nie będą więcej wypełniać rozkazów, gdyż boją się, że i oni zostaną ukarani za to, że ktoś im przekazał dowodzenie. To przecież nie tak, że „Berkut” postanowił rozprostować nogi ni z tego, ni z owego. Natomiast jeśli nie ukarze, to cóż to za przestępcy są u władzy i że władzy nie można wierzyć. Zatem w obu przypadkach był to atak na Ukrainę jako państwo. Swoisty zugzwang, jak w szachach. Czego byś nie zrobił, jakiego ruchu byś w szachach nie wykonał, i tak tracisz, bo albo tracisz figurę, albo masz szach-mat. Coś podobnego było w nocy z 29 na 30. Warto też wspomnieć, że przeczuwaliśmy, że coś się stało. Akurat na stronie jeden z naszych blogerów napisał: „ludzie, na pewno coś się dziś wydarzy — wszystko na to wskazuje”. Jeszcze w czwartek 28 (wszystko odbyło się w nocy z piątku na sobotę) wpadł nam w ręce plan działań Majdanu, w którym było, że 1 grudnia na ulice Kijowa ma zostać wysłanych milion ludzi. My na to: „jaki milion, jeśli tam jest zaledwie kilkuset ludzi? Ile to trzeba by mieć pieniędzy, żeby im wszystkim zapłacić: przywieźć ich, nakarmić, napoić i dać dniówkę, że niby premię”. Ponieważ na Ukrainie udział w demonstracjach stał się biznesem. Ludzie nie są już tak bogaci. Ponadto po doświadczeniach 2004 r. nikt nie wierzył w Majdan i było jasne, że jest on wyłącznie walką polityków o władzę. Tym bardziej zatem demonstrować za ideologię i za darmo kogoś tam przyprowadzać… Naród ukraiński jest przecież domatorski, więc powie: „dobra, pójdę, potrzymam dowolny transparent, tylko mi zapłaćcie”. Pojawił się u nas nawet zawód „majdanowca”: ludzie demonstrują za pieniądze. Średnio trzy godziny to jakieś 100-150 hrywien, zależnie od tego czy latem, czy zimą.

– Ile to w rublach?

– Mało. Jakieś 400-600 rubli (40-60 zł). Za machanie flagą — mała premia, robisz coś aktywniej — trochę większa. Są tysiące ludzi, którzy na tym zarabiają. Są i „brygadziści”, „setnicy”, którzy zawsze mogą przywieźć ludzi, również otrzymując za to pieniądze — tacy handlarze dusz. Kiedyś nawet chciałem sobie kupić wędkę na ryby i mówię: „poproszę mocną wędkę”. – Potrzebuje Pan na ryby czy na elektorat? Ekspedient od razu zadaje mi takie pytanie. Proszę, jak to wszystko u nas jest profesjonalnie rozwiązane. Nie trudno zgadnąć, że przywiezienie miliona ludzi i zapłacenie im przynajmniej po 100 hrywien, to aż 100 milionów hrywien. Żaden oligarcha nie wyłożyłby takiej sumy.
Nie rozumieliśmy więc, czemu (a otrzymaliśmy tę informację w czwartek) wszystko ma się wydarzyć w niedzielę. Jednak rano w sobotę wszystko stało się jasne. Obudziłem się, włączyłem pierwsze lepsze wiadomości i oto co zobaczyłem.
Zaznaczam, że obrazek był dość straszny: wirująca kamera w rękach tego samego Garanicza i kogoś jeszcze, on pada, tu jakiś berkutowiec się chwieje, wszystko we krwi. Całkowita apokalipsa. Niczego nie dało się pojąć. Wszystko zaczęło nabierać sensu później, gdy dowiedziałem się, że w piątek na Ukrainę przyleciał pilnie Marko Iwkowicz. Ten sam Marko Iwkowicz, persona non grata Rosji i człowiek, który z powodzeniem zorganizował kilka rewolucji. Pomyślałem, że pilnie go wezwali do jakichś złych rzeczy. Całkowicie słusznie 1 grudnia, w niedzielę, kiedy ludzie mają dzień wolny, ponieważ wtedy mogą dorobić sobie nie tylko profesjonalni „majdanowcy”, ale też ci, którzy mają po prostu wolne. Można przyjść pospacerować po ulicach, zdobyć trochę pieniędzy dla całej rodziny. Proszę pomyśleć: przychodzi Pan z żoną, dwójką nastoletnich dzieci, macie za to całkiem pokaźną, namacalną sumkę, a spacerujecie sobie po Majdanie w centrum Kijowa, miło i przyjemnie. Aż tu Kijów się poderwał. Wielu ludzi (tysiące) rzeczywiście demonstrowało ze względów ideologicznych, ponieważ „śmierdia” zdążyły ich przez sobotę nakręcić tym, że o, patrzcie, oni bili nasze dzieci. W kółko to leciało… Nie było nic innego, nawet reklam było jakby mniej niż opowieści o tym, jak bili dzieci, jakichś płaczących studentów. Na początku słabo wszystko przedstawiali, np. nagrywając aktywistę, który nawet ściągał spodnie, żeby pokazać jakieś draśnięcie na nodze. Nic nie zauważyłem, ale, jak mówią, on pyta: „zdjąć spodnie?” – Oczywiście, proszę zdjąć. On zdejmuje 30 listopada, a jest dość chłodno, i kamera próbuje uchwycić to jego draśnięcie. Znów nie wiadomo czy od szturmu, czy nie — nie ważne, ale co mogli to pokazali. Zatem 1 grudnia na Majdanie było mnóstwo ludzi, co wszystkich zdumiało. I 1 grudnia była pierwsza próba przejęcia władzy. Przedtem były już rozruchy niedaleko gabinetu ministrów, ale były one dość lokalne — 200-300 ludzi.

– To wtedy bili łańcuchami?

– Nie. 1 grudnia właśnie używali łańcuchów. Przedtem niedaleko gabinetu ministrów Ukrainy (koło rządu) bili tylko kijami, flagami, pałkami itp., czyli dość spokojnie.

– To znaczy, że 1 grudnia już pojawili się inni bojownicy. Na Majdan przyjechały nowe siły, ci, którzy potem zaczną bić żołnierzy i uczestniczyć w bójkach.

– Dokładnie tak. Właśnie wtedy po raz pierwszy wyłonili się przedstawiciele prawego sektora, o którym jeszcze wtedy nikt nie słyszał. Ponieważ formalnie on jakby nie powstał, nigdzie go nie było. Prawy sektor to zorganizowana grupa, licząca, według moich obliczeń, minimum 3 tysiące bardzo dobrze przygotowanych bojowników, przy czym bojowników, którzy nie tylko przeszli szkolenie w obozach, np. na zachodniej Ukrainie. Oni byli w Estonii i podając się za estońskich nacjonalistów zajmowali się działalnością wywrotową. Uczyli się minowania, strzelania. Nawet jest u nas film, gdzie instruktorzy mówią tylko po angielsku i z pomocą tłumacza mówią, co robić. Podczas szkolenia mówiono im co nieco po ukraińsku (od razu przetłumaczę): „nasz największy wróg to Rosja. Pamiętajcie: musimy objąć władzę i pójść na Wschód. Powinniśmy ich zniszczyć”. To samo mówi p. Jarosz. Dmitrij Jarosz — lider Prawego Sektora jako takiego. Widać na filmie, jak chłopaki zajmują się minowaniem, rozgrzewką, prawidłowym strzelaniem i wszystkim innym. Był to więc zwyczajnie poważny obóz wojenny, w odróżnieniu od ukraińskiej armii, która jest ruiną, a ukraińskim pilotom zupełnie poważnie pokazuje się przy pomocy dwóch makiet, jak latają samoloty i co robią (możecie znaleźć ten filmik w sieci). To nawet nie jest śmieszne, tylko przerażające, gdy siedzi grupa pilotów, obok siedzi instruktor i pokazuje, jak to się robi.

– U nas w połowie lat 90. też latali piloci. To był ogromny problem.

– Tak. Dzięki Bogu u was się to zmieniło, a u nas ruina jest coraz większa, bo wiadomo, korupcja i cała reszta.
Sytuacja jest taka, że ukraińska armia to same żółtodzioby w porównaniu z tymi, którzy są na poziomie, dobrze uczą się działań wojennych. Zatem pojawili się wtedy ci ludzie. Wtedy też pojawił się traktor, który zaczął najeżdżać na stojących żołnierzy wojsk wewnętrznych, a także te łańcuchy i łatwopalne mieszanki.

– Ale wojska wewnętrzne nie reagowały.

– Nie reagowały, gdyż był taki nakaz. Okazuje się, że ludzie widzieli sceny, jak wierni przysiędze żołnierze i funkcjonariusze milicji są atakowani przez tych bojowników. Później trafiło do państwowego szpitala 164 funkcjonariuszy milicji. Odwiedziliśmy ich tam na następny dzień. Oddział neurochirurgii był przepełniony. Ludzie z przebitymi głowami, z urazami czaszkowo-mózgowymi, wstrząsami mózgu. Ci ze wstrząsem mieli szczęście. Najczęściej były to bardzo poważne obrażenia. Okropne. Gdy tam byliśmy, często lekarzom leciały łzy — zupełnie jak na wojnie. Ich słowa były jakby proroctwem. 1 grudnia było w zasadzie początkiem bezpośrednich starć. Może widział Pan taką scenę w Internecie, jak z jednej strony jedzie traktor, ludzie trzymają w rękach serbską flagę, czyli odwróconą flagę Rosji, a z drugiej — Ukrainy, i napis „Belgrad. Październik”, „Kijów. Grudzień 2013 r. Minęło nieco ponad 13 lat, a scena identyczna — ludzie z flagami, młodzież, wszystko pięknie, traktor naciera. W Belgradzie rząd upadł wtedy szybciej (nastąpił przewrót), ponieważ Jugosławia była wtedy zbombardowana w związku z bezpośrednią agresją NATO w 1999 r., a to był rok 2000. Minął więc rok od wojny, dlatego nie było już siły się sprzeciwiać. Na Ukrainie 1 grudnia nie można było załatwić spraw szturmem, a eskalacja konfliktu nie ustawała. Potem był 8 grudnia, gdy obalili pomnik Lenina w centrum Kijowa.

– I poszli na Gruszewskiego.

– Tak, ale po Gruszewskiego chodzili bez przerwy, ponieważ tam był Rząd Ukrainy.

– Chciałbym zadać pewne pytanie. Tak mi opowiadali znajomi, mieszkańcy Kijowa, proszę powiedzieć czy to tak. Ja też to pamiętam. Idziesz w górę Gruszewskiego, tam akurat znajduje się Rząd Ukrainy, ale przecież prowadzi tam jakaś inna droga. A oni i tak szli tamtędy. Wydaje się, że pod publiczkę.

– Prawda, wszystko to było pod publiczkę.

– A co było z drugiej strony? Ogromny rząd milicjantów i nikt poza tym.

– Pańscy znajomi mają absolutną rację. Wszystko było szopką. Z góry było wygodniej, ponieważ nogi same cię niosą, gdy idzie się w dół i łatwiej jest napierać.

– Ale nikt nie napierał.

– Nie napierali. Zaczęli napierać właśnie teraz, podczas ostatniej ofensywy. Nabierali społeczeństwo. Ludzie powinni widzieć, co się dzieje. Po pierwsze, społeczeństwo powinno było się pogodzić z tym, że słowo „pokojowy” to inaczej człowiek z bronią w ręku. Jest bardzo dobry film dokumentalny (to żadna reklama). Nagrali go w latach 60. za czasów radzieckich. Pokazuje grupę siedzących ludzi oraz 10 czarnych piłek i jedną białą. Wszyscy tam byli podstawieni (50 osób) oprócz jednego, nad którym przeprowadzany był eksperyment. Każdy bierze do ręki białą i czarną piłkę, mówi „obie są białe”. Człowiek, który nie był podstawiony, śmiejąc się, patrzy na boki, a wszyscy siedzą poważnie, jakby nic się nie działo. I gdy już przeszło 50 osób, on podchodzi i mówi: „obie są białe”, chociaż widział dokładnie, że wcale tak nie jest. Człowiek ten bardzo szybko został złamany psychicznie. Widać są jakieś techniki, których sami, niestety, nie wymyśliliśmy i których nie poznaliśmy jeszcze do końca. Także za pośrednictwem ukraińskich „śmierdiów” (środków masowej reklamy, agitacji i dezinformacji) ta krytyka nie ustawała. Codziennie była mowa o bestialstwach „Berkutu” i pokojowych demonstracjach, każdego dnia to powtarzano. Przeprowadziliśmy konferencję prasową dosłownie 4 grudnia w Ukraińskiej Agencji Informacyjnej UNIAN, w której brali udział nasi syryjscy przyjaciele (społeczność ukraińsko-syryjskiej przyjaźni — mamy z nimi naprawdę dobre, bliskie, wręcz braterskie stosunki). I razem z Syryjczykami pokazywaliśmy, że na Ukrainie zaczęto realizować syryjski scenariusz. Silnie nagłośniliśmy tę konferencję. Przyszło wielu przedstawicieli mediów, także zachodnich, w tym radio „Swoboda” [„Wolność”], jednak żadne z nich niczego nie pokazało. Dlaczego? W anonsie napisaliśmy: „Dowody na działalność zagranicznych agentów służb specjalnych na Ukrainie” i, widać, ich zadaniem było dowiedzieć się, jakież to mamy dowody. Daliśmy im ulotki (pewnie Pan widział je w Internecie).

– Ale to jeszcze z Tahriru, egipskie.

– Dokładnie tak. Tak się złożyło, że w 2011 r. byłem na urlopie w Egipcie i pojechałem do Kairu pochodzić po stolicy, odwiedzić muzea i inne pozostałości po faraonach. Popatrzeć na to z uwagą, ponieważ do tej pory tylko tamtędy przejeżdżałem kilka lat wcześniej. Całą tę rewolucję zastałem właśnie na Placu Tahrir. 4 dni nie mogłem wyjechać z Kairu, ponieważ EgyptAir (egipskie linie lotnicze) zawiesiły loty krajowe, a jechać autem był trochę strach. Po 4 dniach mój bliski kolega, Egipcjanin (niech Bóg da mu zdrowie, przeżywa teraz ciężkie chwile), wywiózł mnie okrężnymi drogami do Taby, czyli jakieś 700-800 km przy granicy z Izraelem i Jordanią. Wszystko to trwało dość długo, a działo się na moich oczach, ponieważ mieszkałem na Tahrirze. Tuż pod moim oknem. Co ciekawe, kiedy włączałem CNN, Al-Dżazirę czy Al-Arabiję, wszystkie stacje pokazywały dokładnie to samo. Jak dzień świstaka: w oknie to samo co w telewizorze. Okazało się, że po prostu kamera była piętro wyżej i wysyłała obraz na żywo do Internetu. Przy okazji, tę technikę po raz pierwszy zastosowano w 1993 r., kiedy CNN robiło relację na żywo ze szturmu na Biały Dom w Moskwie. Oczywiście degradacja państwowości powinna być pokazywana na żywo. Zwyczajna codzienność, ludzie patrzą, rozmawiają, piją herbatę.

– Już tam coś strzelali?

– Wrócę do sedna. Właśnie wtedy w Egipcie ten kolega dał mi ulotkę w języku arabskim. „Patrz, czego tych drani uczyli” — powiedział mi wtedy. Miała kilka niespiętych stron, wręcz była bardziej jak broszurka. Tu jakaś odzież, tu ulica. „W ten sposób uczono ich działać”. Zachowałem ją na pamiątkę, w końcu byłem tam w gąszczu wydarzeń. Na Ukrainie przywitano mnie bardzo ciepło, dałem kilka wywiadów pt. „Nasi w Egipcie”. Wszyscy wtedy się martwili, co się tam dzieje. Wracając jeszcze do 2010. Gdy zaczęły działać te szkoły młodych liderów na Ukrainie, dałem swoimi gwardzistom zadanie, żeby zapisać się tam i zobaczyć, czego tam uczą, co to za młodzi liderzy, których to tak masowo szykują. Zapewniali tam przejazd, wyżywienie, noclegi — cały pakiet, niezła dieta, jak dla młodzieży, i to nie tylko dla młodzieży na Ukrainie. W końcu moi gwardziści dostali się do tej szkoły i okazało się coś niezwykłego. Przynieśli mi ulotkę. Nie ważne, który to był rok — żeby przypadkiem nie sprawdzili, kiedy ci gwardziści tam byli. Teraz, rzecz jasna, boją się o własne życie. Nie przesadzam. Przynieśli więc tę ulotkę, a minęło już trochę czasu od Tahriru, i nie wciąż miałem wrażenie, że już gdzieś widziałem tę ulotkę, a w tamtym momencie nie kojarzyłem z tym wydarzeń z Egiptu. Później mnie olśniło, że to ta sama ulotka. Gdy znalazłem swoją, porównałem je i były identyczne. W filmie pt. „Druga strona Euromajdanu” na kanale Poznavatelnoe TV, polecam, wraz z Artemem Wojtenkowem analizujemy te ulotki strona po stronie. Nagle zrozumiałem, że mam dzień świstaka. Oczywiście nie znam arabskiego, ale poprosiłem naszych Arabów, żeby ją przetłumaczyli. Powiedzieli: „tak, są identyczne, tylko w arabskiej wersji jest mniej tekstu, bo w Egipcie ludzie nie są tak dobrze wykształceni, jak na Ukrainie”. Zrozumiałem wtedy, że źle się dzieje. Zwróciłem się do Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, mówiąc: „ludzie, coś się dzieje, spójrzcie: pokojowy ruch oporu wobec milicji i nawoływanie do zmiany ustroju, w jednej szkole szykują stu ludzi, gdzie takich szkół są już dziesiątki, a potem coś muszą z nimi robić”. Tam była taka zasada, że najaktywniejsi uczniowie szkół byli wysyłani do Polski. W Polsce się douczali różnych rzeczy, a potem wracali na Ukrainę. Oczywiście w Polsce uczyli się za duże honoraria. Wracali na Ukrainę. Dzięki wsparciu finansowemu zalecano im organizować obozy nawet w małych miasteczkach, gdzie jest 50-100 tysięcy mieszkańców, żeby ta zaraza dobrze się rozprzestrzeniała. Tam stosują naprawdę ciekawe techniki. Okazuje się, że osoba w mundurze, a nawet w kasku i z tarczą, jest dość bezbronna, jeśli się umie ją zneutralizować. Przykładowo, przy starciu z milicją, gdy dokoła milicja i policja, wystarczy ugryźć się w policzek od środka, gdzieś tu jest takie miejsce. W dzieciństwie często się to robiło, gdy jadło się lizaki. Można w każdym razie ugryźć się, nie będzie bolało, nie ma tam żadnych zakończeń nerwowych, a krwi jest mnóstwo. Wypluć ją, rozetrzeć po twarzy i krzyczeć: „suki mnie biją!” Po pierwsze, milicja się przestraszy, a jeśli zrobisz to dobrze, wypluwając flaki, to możesz też krzyczeć, że skopali cię do nieprzytomności. Milicjant tym bardziej będzie się bał do ciebie podejść, bo nazajutrz w prokuraturze go zamęczą i nie udowodni, że nie pobił tego człowieka. Prędzej ciebie wypuszczą. W końcu ładna scenka dla mediów itd. — tak właśnie uczyli robić. Waszych protestujących też tego tam uczą. Ale to już inna historia, wróćmy do sedna. Służba Bezpieczeństwa ociągała się i ociągała, po czym powiedziała: „słuchaj, to jakaś prowokacja, ręka Moskwy. To jakaś Unia Euroazjatycja czy Unia Celna to wymyśliła”. Mówię do nich: „proszę chociaż spojrzeć, tu jest Polska, wszystko tu jest, tu jest ambasada USA itd. Przepraszam, ale jaka ręka Moskwy szłaby tu przez Waszyngton”. Niestety wszystko to spełzło na niczym. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy wykazała się przestępczym wręcz niedbalstwem, chociaż może oni celowo sabotowali wypełnianie swoich obowiązków służbowych. Wracając do wydarzeń z 29 na 30 listopada, chcę jeszcze coś zaznaczyć. Mamy dowody w postaci nagrań wykonanych przez rosyjskich i ukraińskich dziennikarzy, gdzie z 29 na 30 listopada w Kijowie szykowała się znacznie ostrzejsza masowa prowokacja. „Berkut” widocznie dostał rozkaz uwolnienia Majdanu. Jest takie pojęcie jak „sprzątnąć”, a drugiego czasownika nie pamiętam. Otrzymali rozkaz, jest nawet nagranie audio z tych negocjacji. Rozkaz zrobienia delikatnej czystki. Wyczyścić, właśnie, najpierw oczyścić, a potem sprzątnąć — czyli już przy użyciu surowszych środków. Słowo sprzątnąć pojawiło się w momencie starcia z tymi ludźmi. Widać dowódca nie dał rozkazu na użycie rozwiązań siłowych. Rozwiązania siłowe rozpoczęły się, gdy zaczęto szturmować prowokatorów. A kim byli ci prowokatorzy? Było to kilkuset ludzi, którzy zaczęli napadać na milicję i wszelkimi sposobami ją prowokować do działania, oczywiście do kamer. Byli to specjalnie wyszkoleni ekstremiści, kibole klubu Karpaty-Lwów. Warto wspomnieć, że ten klub niedawno zmienił barwy z biało-zielonych na czarno-czerwone, czyli barwy banderowskiej flagi. Rozumie Pan więc, w jakim ten klub jest tonie i, tym bardziej, jak radykalnych mają kiboli. W Internecie są niezłe wywiady, gdzie przedstawiciel kiboli mówi: „w ciągu kilku miesięcy z każdego kolesia zrobimy nazistę”. Opowiada, chwali się technikami faszyzacji świadomości zwykłego chłopaka, który kibicuje swojemu klubowi piłkarskiemu, co on myśli i jak wciągają go do ultraprawicowych ruchów. Tak więc mieliśmy dowód. Gdy tak o tym opowiadał, my, oczywiście, byliśmy zszokowani, ale wszystko się zgadzało z historiami opowiadanymi przez ludzi z milicji i „Berkutu”, którzy leczyli się w szpitalu. Widać było, jak to wszystko się ze sobą zgadzało. Przywieziono ich do Kijowa jeszcze w połowie listopada, 15 czy 16, nie pamiętam, przed meczem Ukraina-Francja, kiedy to Ukraina wygrała 2-0 czy 3-0. Zorganizowano im marsz — marsz przejęcia ukraińskiej Federacji Piłki Nożnej. Poćwiczyli tam sobie, jak walczyć z „Berkutem”, jak rozrzucać ulotki itd. Akcja im się nie udała, ale dobrze się zjednoczyli, wykrzykując hasła i aktywnie się sprzeciwiając. Później zostawiono ich w Kijowie. Proszę spojrzeć, był dopiero 15-16 listopada, a Majdan zaczął się 21. Przed Majdanem karmiono i pojono ich, żyli w jakichś skromnych warunkach. 21 listopada przyszli na Majdan i od tamtej pory demonstrowali tam już bez przerwy. Byli to mieszkańcy Lwowa przywiezieni do Kijowa. Demonstrowali tak od 21 do 28. W noc z 28 na 29 kazali im dobrze się wyspać, dali jeść i pić, mówiąc, że będzie robota. Później, gdy wszystkich już zebrali, powiedzieli, że trzeba będzie zorganizować bójkę i że powinni być dobrze przygotowani i o siłach, a dobrze zarobią — od 200 do 500 dolarów. To była dla nich bardzo wysoka sumka, tym bardziej, że byli już i tak nastawieni na agresywną bójkę. Zabrano im paszporty, wszystkie dokumenty, telefony komórkowe. Dlaczego telefony? Ponieważ po telefonie można człowieka z łatwością wyśledzić. Proszę mi wierzyć, że jeszcze przed Majdanem ludzie o 4 w nocy masowo nie chodzili po Kijowie. Jak tłumaczył, oni powinni byli zorganizować bójkę, stłuc tych ludzi, a nawet gorsze słowa padały, po czym były dwa sposoby ucieczki: do całodobowego sklepu na Bassarabce (na Chreszczatyku, kilkaset metrów dalej) i do Cerkwi Michajłowskiej należącej do tzw. patriarchatu kijowskiego. Przypomniało mi się, że patriarchat kijowski to samozwańcza cerkiew prawosławna. Żadna z cerkwi prawosławnych na świecie jej nie uznaje, bo to byli zwykli ludzie ubrani w sutanny, którzy oznajmili: „od teraz mamy nową osobną cerkiew”. To był duży konflikt trwający jeszcze od 1990 r., który się wznowił po tym, jak władze cerkwi prawosławnej zamierzano przenieść z Moskwy do Kijowa. Gdyby je przenieśli, to Związek Radziecki by się nie rozpadł, ponieważ byłaby zgoda w duchowieństwie: w Moskwie — stolica, a w Kijowie — stolica duchowieństwa. Szybko zatem zaczęto realizować plan kijowskiego patriarchatu. To jest osobna kwestia, wrócę więc do wydarzeń z 29-30 listopada. Co było dalej? Chłopaki mieli zrobić bójkę. Uprzedzono ich, że nie będzie milicji, że nie będzie problemu. Dali im czapki z wyżłobionymi dziurami, tzn. takie maski, w których widzieliśmy już wszystkich tzw. pokojowych aktywistów. Dali im kamienie i narzędzia, a wie Pan, narzędzia w rękach młodego 23-25-letniego człowieka to przerażająca broń, tym bardziej, jeśli używa jej do rozbijania głowy marznącego na Majdanie euroromantyka. To może mieć nawet śmiertelne skutki, a nie tylko urazowe. Uprzedzili ich, że nie będzie milicji. Jeśli natomiast będzie, to że nic im nie zrobi, przestraszy się, bo będzie ich cała masa…

– Oni mieli pobić demonstrantów?

– Tak, pobić demonstrantów, a po wszystkim kazano im po prostu się rozejść. Natomiast jeśli, nie daj Boże, pojawi się milicja — trzymajcie się blisko dziennikarzy. Jeśli milicja do was podejdzie, padajcie na ziemię, krzyczcie, że milicja bije studentów. Wszyscy dziennikarze będą po waszej stronie, więc milicja zostawi was w spokoju. Jeśli jednak was złapią, to nic się nie stało. Miron was ułaskawi. Miron to (jak to mi tłumaczył) Igor Miroszniczenko, poseł z partii „Swoboda”, tej skrajnie prawicowej i nacjonalistycznej. To on jest odpowiedzialny za kiboli, za te wszystkie posunięcia. On był rzecznikiem reprezentacji Ukrainy w piłce nożnej, więc wiadomo, autorytet w tych kręgach. Według tego kibola-prowokatora, ten mówił tak: „wrobili nas, bo jak tylko wyszliśmy na Majdan, to patrzymy, a tam wyłaniają się psy”. Plan zaczął się zmieniać i ociągali się z robotą. Powiedzieli nam, żeby i tak rzucać w nich i mieszać się z tłumem. Ktoś rzucił — uciekał, kto inny rzucił — znikał w tłumie. I tak to już poszło. Teraz plan zaczyna być jasny. Właściwie słowo „oczyścić”na „sprzątnąć” pojawiło się wtedy, gdy „Berkut”… A berkutowcy powiedzieli, że wyszli pół godziny wcześniej, ponieważ otrzymali informację, że będzie jakaś prowokacja. Mieli zacząć oczyszczać Majdan, powiedzmy, o 5 rano, a kazano im przyjść pół godziny wcześniej. Nawet niektórzy nie zdążyli się jeszcze całkiem uzbroić i ubrać tego, co zwykle ubierają, gdy wychodzą w pełnym umundurowaniu. Jak się zatem scenariusz potoczył? Pod publiczkę był idealny. Przychodzi „Berkut”, pojawia się pobita młodzież, a może nawet kilka zabitych osób, wszyscy zakrwawieni. Jeszcze tituszki od rządu… A tituszki mówi się na Ukrainie na młodych wysportowanych ludzi sprzeciwiających się opozycji, których wynajmuje rząd. Tacy sami ludzie są w opozycji, tylko że ich nazywa się aktywistami. Znowu język symboli działa całkiem nieźle. No, i właśnie pobili, pozabijali tituszki, a potem jeszcze „Berkut” pomógł dalej robić porządek. Zatem rząd i bandyci są razem. Tak czy siak doszłoby do rozruchów. Wiadomo było, że miało do tego dojść, bo pani Gieraszczenko Irina mówiła już, że biją na Majdanie nasze dzieci. I to jeszcze przed rozruchami. Te dzieci i tak miały zostać pobite. Nie ważne, że te dzieci mają po 30, 40 i 50 lat. To po prostu ci wszyscy, którzy tam demonstrowali. Sądzę, że wielu z nich po prostu demonstrowało tam wtedy ze względów ideologicznych. Jeszcze tylko jedna rzecz z 29 na 30, żeby było jasne. Jest jeszcze jeden film w Internecie, sami go wrzuciliśmy, chociaż cały czas go usuwano za naruszenie praw autorskich, ktoś z tym walczył. Widać tam, jak na demonstrację wychodzi rosły wysportowany chłopak, widać z zachodniej Ukrainy, i mówi: „ludzie, dzisiaj w nocy tituszki będą zabijać naszych, właśnie tutaj”. Wyłączają mu mikrofon i już słowa „zabijają naszych” i całą resztę mówi do wyłączonego mikrofonu. Cały tłum na Majdanie krzyczy: „włączyć mikrofon”. Rusłan i inni na to: „co jest? Nie słyszycie? Już włączamy. Jemu dać mikrofon? Już dajemy”. Że niby znowu włączają, a gdy ten chce coś powiedzieć, Rusłan mówi: „A teraz tam…”, czyli nie dali mu już nic powiedzieć, ostrzec swoich. Jasne, że było tam wielu ludzi ideologicznych, ale nawet widać było moment, jak człowieka po prostu usunęli, nie dali mu ostrzec o szykującej się prowokacji. Jestem pewien, że takich przykładów tam było wiele, jeśli wnikliwiej to wszystko przeanalizować.

Głos z sali: Jak Pan myśli, jak inaczej mogło to wyglądać, gdyby to wszystko się nie wydarzyło, jeśli naród nie uwierzyłby w to wszystko. Jak by to było?

– Uważam, że potoczyłoby się to następująco. Janukowycz powinien był podpisać umowę o Euroasocjacji.
Zachód był przekonany, że on jest jednoznacznie po ich stronie i że podpisze niezależnie od tego, czy dostanie te swoje aktywa, czy nie. Wtedy odpowiednio Majdan zacząłby się w marcu-kwietniu. Dlaczego? Bo od momentu podpisania umowy o Euroasocjacji na Ukrainie powinno stracić pracę od 700 tysięcy do ponad miliona osób. Co więcej, ludzie zarabiający znacznie powyżej średniej krajowej, czyli mechanicy, wykwalifikowana siła robocza itd. Ludzie przejedliby swoje zapasy przez okres grudnia, stycznia i lutego, tak że w marcu byłby prawdziwy Majdan, który wyszedłby na ulice rozprawić się z rządem. Głodny: obiecali nam Europę, a Europy nie ma, nie ma zamówień z Rosji, Białorusi i Kazachstanu, które są podstawowymi źródłem utrzymania Ukrainy. Wtedy nie wyszłaby kreatywna młodzież, tylko klasa robotnicza. Proszę mi wierzyć, zawsze, gdy na ukraińskich ulicach demonstrowali górnicy, rząd pojawiał się natychmiast, ponieważ odgłos uderzanych o asfalt kasków tworzył taką falę, że wyciągała ona z foteli każdego urzędnika państwowego. Ludzie nie mogli uwierzyć z tego prostego powodu, że nie pokazano im drugiej wersji. Nie mieliśmy jako takiej alternatywy. Nikt by nie wytłumaczył, że to nie tak. To po pierwsze, a po drugie jak tu nie uwierzyć, skoro wciąż pokazują sceny z zakrwawionymi ludźmi.

– O to właśnie tu chodzi, to jest ta cała technologia. To się nie stało przez przypadek, ponieważ ta technika już się sprawdzała, sprawdzała i sprawdzała. Jeśli chodzi o podpisanie przez Janukowycza umowy o eurookupacji, jak to Pan słusznie ujął, to rzeczywiście Zachód był zdziwiony. Nasz prezydent też słusznie powiedział, że wszystkie te wydarzenia ruszyły z falstartu, że powinny być lepiej przygotowane. Był konkretny scenariusz, ale został zrealizowany nieco inaczej. Jestem przekonany, że Janukowycz miał szansę go zmienić. Niestety, tak jak powiedział Władimir, nie mógł działać według swojej natury, moralności, woli, pieniędzy czy innych wartości. Proszę, kolejne pytanie.

Głos z sali: – Czy można prosić o kilka słów o ostatnim przewrocie, jakie jest stanowisko Rosji i jakie może ono być w najbliższej przyszłości?

– Dziękuję za pytanie. Bardzo istotne pytanie, ponieważ ten scenariusz nie został spisany u nas, a za oceanem. Co ma we krwi każdy Rosjanin i Ukrainiec? Poczucie sprawiedliwości, prawda? Teraz widzimy, że całkowicie niesprawiedliwie zachodzą zdarzenia w Kijowie. Widzimy, że to bydło niszczy pomniki, przejmuje kościoły, atakuje ludzi i jeszcze gorzej. Co chce się zrobić? Chce się pomóc. Cały czas do mnie dzwonią i piszą. Wszędzie — przez Internet, na portalach społecznościowych itd., tysiące ludzi. Mówią: – Panie Władimirze, idziemy z Panem. Tu są ochotnicy. Jak możemy pomóc? Ludzie faktycznie się gotują. Ludzie faktycznie się gotują. Tutaj, jakkolwiek strasznie to nie brzmi, trzeba całkowicie wyłączyć emocje. Żadnych ochotników, panowie. Właśnie tego od nas oczekują. Sprawa jest bardzo prosta. Janukowycz to wróg i zdrajca. Do tej pory wszystko było proste. Postaram się pokrótce wyjaśnić sedno, żeby było wiadomo. On zdradzał wszystkie struktury siłowe, całą Ukrainę. Pchał ją do konfliktu domowego, ponieważ wszystkie kontrataki „Berkutu” i milicji to nie były kontrataki. Po prostu chłopaki stali, a ich bito, bito i bito. Emocje nie wytrzymywały, oni wychodzili i okazywało się, że czterech-pięciu funkcjonariuszy „Berkutu” próbowało oczyścić 100-150 metrów Majdanu, a przed nimi uciekało 100-150 ludzi. I zostało wykorzystanych dosłownie 4-5 granatów hukowych. To wszystko nie było łatwe, ale można było to zrobić. A kiedy tylko takie zdarzenie zachodziło, Janukowycz dzwonił do ministra Zacharczenki, ten do nadzorującego „Berkut”, z pytaniem czyja brygada stała w tym momencie, po czym zwalniano człowieka za samowolę itd. Kary były bardzo ostre. Od razu zlecano wewnętrzne śledztwo i skazywanie nieposłusznych. Stało się tak z dwoma berkutowcami i to samo było z wojskami wewnętrznymi, które też wykazały taką chęć. Proszę pomyśleć, zastały się chłopaki, a biją ich przez dwa miesiące. I tu to widać, oni nikogo nawet nie bili, po prostu oczyszczali terytorium: sprzątali Majdan i barykady, kiedy na Gruszewskiego to wszystko się działo. Jaki więc jest sens? Janukowycz po prostu grał, wszystko było już dogadane, miał swoich sędziów. Potwierdza to fakt, że dzisiejszy Majdan nic nie mówi o synu Janukowycza, oligarsze, który ma pseudonim Stomatolog. Z wykształcenia jest stomatologiem odnoszącym największe na świecie sukcesy, ponieważ zarobił w ciągu paru lat kilka miliardów. Raczej wątpię, żeby to tylko w ramach swojego zawodu tak mógł się dorobić. Nawet gdy dziennikarze spytali go: „czemu Pana synowi tak dobrze się powodzi w biznesie?” on odpowiadał: – Dużo pracuje — i się uśmiechał. Cały ukraiński naród pracuje bardzo dużo i jakoś żyje, a syn prezydenta działa. Co zatem było dalej? Ewidentnie były porozumienia w sprawie uratowania kapitału i jego wywiezienia. Polecam stronę Radar online czy jakoś tak. Można tam na żywo przez Internet obserwować trasę każdego statku czy samolotu na świecie. Siedzisz i patrzysz. Taka zupełnie darmowa strona. Dowiedziałem się, że Janukowycz ma wylecieć o jakiejś porze. Zacząłem bez przerwy monitorować trasę jego samolotu, pokład numer 1. Leciał i leciał, gubił trasę, robił pętle, widać leciał naokoło. Potem znowu zbliżył się do Bliskiego Wschodu i na Dżazirze, na Półwyspie Arabskim zaczął krążyć i lądować… Nie wylądował, po czym nagle zniknął. W sumie strona amerykańska, dlatego zniknął na jakiś czas, ale dokładnie w momencie, gdy był nad emiratem Fudżajra. Znamy Zjednoczone Emiraty Arabskie, do Dubaju i Abu-Zabi jeżdżą nasi turyści, rzadziej do Szardży. Jest jeszcze Ras al Chaima i Fudżajra, ale to już mniej znane miejsca. Także do takich zatoczek, emiratów, w te arabskie piaski uciekł ten samolot. Ale jest jeszcze inna rzecz. Przedtem odbyła się ewakuacja Janukowycza z Międzygórza, o której Pan, Panie Mikołaju, akurat mówił. Załadowano wtedy kilka ciężarówek z kosztownościami, złotem, antykami, wszystkie nakradzione łupy, co się dało. A samolot sobie spokojnie odleciał. Proszę zwrócić uwagę: Majdan jakby przejmuje władzę w Kijowie, wszędzie blokady, ciągle przecież terroryzowali to Międzygórze, a tu, gdy Janukowycz wywozi dobytek, nikogo z Majdanu nie ma. Nikt mu nie przeszkadza, nikt nie nadzoruje, i bez problemu kilka ciężarówek wywozi te skradzione miliardy. Wierzy Pan w takie przypadki? Taki sam to przypadek, jak w nocy z 29 na 30 listopada, gdy akurat zniknęli liderzy opozycji. Potem, co ciekawe, w tej Fudżajrze samolot znika. Mija sporo czasu, aż znowu się pojawia i leci dalej. Rozmawiałem później z ludźmi z lotnictwa i wszyscy mówili, że to wystarczający czas, żeby spokojnie wylądować, coś tam porobić, wywieźć, załadować, wyjść, wejść i polecieć dalej. Następnie ten sam samolot leci do Charkowa i tam już Janukowycz pojawia się przed samym zjazdem. Zebrało się tam trzy i pół tysiąca ludzi. Oni zrozumieli, że trzeba wziąć władzę w swoje ręce, bo władza najwyższa ich zdradziła. Scenariusz miał jeszcze drugie dno. Chodziło o ubodzenie w emocje. Tu Władimir Putin (tu, oczywiście, moje uszanowanie) albo rozpracował ten scenariusz, albo już o nim wiedział. Żeby tylko rosyjskie służby specjalne też nie siedziały bezczynnie. O co chodziło: zagrać na emocjach Rosji. Cały południowy wschód powinien był ogłosić niepodległość od okupowanej części kraju. Tzn. jest część zdobyta i część, w której istnieje ustrój państwowy. Janukowycz zrzeka się władzy, przekazuje ją wybranemu przez tych wszystkich posłów nowemu liderowi. Kto miał nim zostać, to już inna kwestia, nie znam całego planu. Lider ten ogłasza niepodległość i prosi Rosję o gwarancje wojenne, ponieważ wszystkie magazyny z bronią i wszystko w zachodniej i centralnej Ukrainie zostało zajęte. Trochę tu był niesprawiedliwy podział sił. Proszą Rosję o uznanie nowego państwa i odpowiednio o wsparcie siłowe. Władimir Putin bardzo ostro, w skrajnie definitywnej formie (wiem to z pewnością od środowiska Janukowycza) odpowiedział kategoryczne „nie” na prośbę o uznanie tego państwa separatystycznego, które miałoby powstać, oraz kategoryczne „nie” na pomoc zbrojną Rosji. Już tłumaczę, czemu tak. Plan był bardzo prosty: wciągnąć Rosję w wojnę domową na Ukrainie. To by nawet nie była Czeczenia. Czeczenię wszyscy pamiętają jako pokojowe i romantyczne czasy. Tutaj już byłyby zupełnie inne siły i w Rosji zatrzymałby się rozwój gospodarczy na co najmniej 15-20 lat, degradacji uległyby stosunki gospodarcze z Europą Zachodnią, a przecież wiemy, że główne źródło węglowodoru i tak dociera przez Ukrainę. Odpowiednio zatem runęłoby zarówno euro, gospodarka UE, jak i Rosja. Pewnie dolary w USA można by jeszcze spokojnie drukować przez 7-8 lat, ponieważ na rynku Forex jest takie dobre powiedzenie: Ameryka idzie na wojnę — dolar idzie w górę. Wydawałoby się, że gdy jest wojna, kurs danej waluty spada, a spekulanci giełdowi mówią: Ameryka idzie na wojnę — dolar idzie w górę. To taka całkowicie nienaruszalna zasada. Teraz ważna sprawa. Chociaż ciężko o tym mówić, wierzcie mi. Dosłownie tydzień temu pochowałem swojego krajana. Dobrze go znaliśmy, miał 23 lata, niech mu ziemia lekką będzie. Sierioża. Był bardzo aktywnym, dobrym chłopakiem, poszedł na służbę do „Berkutu” jako prawdziwy patriota Ukrainy, który chciał działać. Trener boksu naszych chłopców, przykładowo, został postrzelony, potem próbowano go dobić łopatami, toporami, ale że był w kasku, to ciosy te nic nie dawały, więc mu kask roztrzaskali. Dziesiątki moich ludzi pobito. Ponieważ bywaliśmy na froncie, byliśmy w dobrych stosunkach z oficerami, funkcjonariuszami „Berkutu”, milicją i wojskami wewnętrznymi. Z tych, których dobrze znałem zginęło 12 osób. Nie raz z nimi rozmawiałem, informowaliśmy na froncie wszystkich, co się w polityce dzieje, wszystko tłumaczyliśmy. Jesteśmy tak naprawdę w stanie wojny, naprawdę giną ludzie. Teraz jest taka sytuacja: wschód zaczął się podnosić. Obecnie oczekujemy od Rosji wsparcia w każdej formie. Ciężko tu o tym mówić, bo to swoista gra, której nie mogę wciąż w całości zrozumieć. Jest jednak oczywiste, że to się działo i mogę to powiedzieć ze 100-procentową pewnością, bo naturalnie każdy chciałby to usłyszeć. Wyłączyłem teraz telefon na czas naszej rozmowy, ponieważ wciąż są telefony: „dalej, Władimir, mamy 50 bagnetów, 100 bagnetów”. Mówię im wszystkim, że nie ma mowy.

– Próbują wciągnąć Rosję w wojnę, tak jak to zrobili podczas I wojny światowej.

– Dokładnie tak.

– Wszystko to samo, chociaż sto lat już minęło.

– Dlatego obecny rząd w Kijowie jest nielegalny. Oto co się teraz dzieje. Trzysta pięćdziesiąt głosów, trzysta siedemdziesiąt głosów. Wszyscy posłowie mówią jednym głosem za przyjęciem wszystkiego, co się da. Jeśli przeanalizować film, który wysłano z Rady Najwyższej, to wyraźnie widać, że Rada Najwyższa nie jest przepełniona, a i tak wszyscy głosują. Dlaczego? Albo zginęło kilku posłów, albo zostali wzięci w niewolę, a głosują tylko ich kartki. Ci natomiast, którzy nawet przychodzą i głosują, są trzymani na muszce. Wie Pan, przy takiej demokracji w tej Radzie Najwyższej to oni bez problemu zagłosowaliby za własną dobrowolną eutanazją.

– Powiem więcej. Przeczytałem Konstytucję Ukrainy i prezydenta można odwołać wyłącznie poprzez impeachment. Impeachment ma dokładnie opracowany mechanizm realizacji. Nie da się tego zrobić w ciągu jednego dnia. Tam tworzy się komisja ze specjalnym procesem, śledczym, gdzie prowadzone jest śledztwo w sprawie oskarżeń. Następnie zdaje się raporty. Jeśli Rada uważa, że te oskarżenia są poważne, to znaczy, że trzeba trzech czwartych głosów, konstytucyjnej większości w ustalonych warunkach… To długotrwała procedura. Nie wypełniono jej zatem zgodnie z Konstytucją Ukrainy. To znaczy, że nie można inaczej odwołać prezydenta za jakiekolwiek przestępstwa, jak tylko tak, a to znaczy, że czy nam się Janukowycz podoba, czy nie — jest na chwilę obecną jedynym prawowitym prezydentem Ukrainy.

– Dokładnie tak. Rzecz jasna będziemy go osądzać, kiedy nastanie porządek. Będziemy go sądzić za zdradę stanu, nie mówiąc już o korupcji i całej reszcie. Ważne jest, żebyśmy widzieli to wsparcie zarówno u Rosji, jak i u Chin. Dlaczego nie zaczęto jeszcze działań zbrojnych? Nie zdążyłem o wszystkim powiedzieć. Działania zbrojne powinny było się rozpocząć 7 lutego i wszyscy byli na to gotowi. Także ten temat omawialiśmy z Artemem w „Drugiej stronie Euromajdanu”. Właśnie 7 lutego powinny się rozpocząć działania zbrojne, w dzień rozpoczęcia Olimpiady w Rosji.

– Niestety nie możemy mówić o wszystkim. Ten temat jest zbyt szeroki.

– Tak więc właśnie wtedy Rosja i Chiny odsunęły się od tematu. Surowe oświadczenie obu krajów o niedopuszczeniu do zagranicznej ingerencji zatrwożyło Europę. Po raz pierwszy Europa zapowiedziała, że należy sprawę rozwiązać pokojowo oraz że w pokojowych demonstracjach nie powinno dochodzić do aktów przemocy.

– Dziś całkowicie się z Panem zgadzam. Naszym głównym zadaniem jest odsunięcie emocji na bok, choć nie jest to łatwe.

– To jest bardzo trudne, naprawdę.

– Tak to u nas w domu wygląda. I pod żadnym pozorem nie można pozwolić na wciągnięcie Rosji w konflikt zbrojny.

– Tak to właśnie u nas jest. Co więcej, ostatnio do Rosji, o ile mi wiadomo, pojechało co najmniej 80 specjalnie wyszkolonych, dobrze mówiących i uśmiechniętych ludzi. Oni też byli w tych Szkołach Młodych Liderów i nie tylko. Pojechali do nie najlepiej rozwiniętych gospodarczo obwodów, takich jak briański i jarosławski, o ile pamiętam, do jakichś przygranicznych obwodów, w których aż tak źle nie jest od strony ekonomicznej, ale w których i tak można spróbować coś nadwyrężyć. To np. obwód lipiecki, woroneski, biełgorodzki, a największe natarcie jest na obwód rostowski i Kubań. Metody mają, naprawdę, nawet patrząc na profile tych delegacji na portalach społecznościowych, to widać wyraźnie co się dzieje. Jest tam bardzo dobre zdanie, spróbuję je dokładnie powtórzyć, że my Rosjanom — jak bracia braciom, a nigdy bracia niewolnikom. Że niby jesteście tam w Rosji niewolnikami, a my już się uwolniliśmy, więc działajmy. Jakie były pierwsze słowa, które wypowiedziała Tymoszenko po wyjściu z więzienia? „Wstaliśmy z miejsca, i co Ty na to, Rosjo?” I tak się stało. Jeszcze do niedawna studiowałem na RAGNiAP i broniłem pracę. (RAGNiAP to Rosyjska Akademia Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy Prezydencie FR). Trafiłem wtedy na Forum Gajdarowskie, zjazd tych rosyjskich liberałów. Właściwie jest to zjazd małych urwisów. Wstaje tam pani Szewcowa, były szef Funduszu Karniegi, dyrektor tego Funduszu w Moskwie, i mówi (a był to już koniec stycznia, już na Gruszewskiego ludzie i żołnierze płonęli żywcem): „gratuluję z całego serca Euromajdanowi w Kijowie, ponieważ jest to próba generalna przed Rosją, przed rosyjskim Majdanem”. Technicznie naprawdę bardzo szybko można wzniecić takie konflikty. Mówiłem o 75% krewnych i Władimir Putin mówił, że jesteśmy ze sobą połączeni, zaraz obok siebie. To nic innego, jak palący się knot. Ukrainę niszczy się po to, by zniszczyć Rosję. Teraz są dwa elementy planu. Pierwszy: wciągnąć ich w wojnę, a jeśli się nie uda, to wzniecić Majdany w całej Rosji. Proszę zauważyć, jak szybko zaczęło się pojawiać na Twitterze wsparcie od tych wszystkich Nawalnych i całej reszty, oraz tej, zapomniałem jak nazywa się ta madame, która nieustannie wspierała bojowników i chroniła lasy. Macie taką jedną wariatkę w Moskwie.

– Jewgenija Czirikowa.

– Rzeczywiście, jak czyżyk. Czyżyk to na Ukrainie taka krostka, którą trzeba usuwać. Bardzo dużo pisała i mówiła ona o Majdanie. Widać, że jest tylko jedno zadanie. Wszyscy ci „łowcy nagród” to ci sami zdrajcy. Tylko surowość tu zadziała. Komplikujcie ustawodawstwo, nakładajcie surowsze kary. Kiedy zrozumieją czego to jest warte, zaraz się zaczną zastanawiać. Jeśli ceną są trzy dni w areszcie, machanie ludziom, i zamieszczanie wiadomości na Twitterze: „O, właśnie wiozą mnie tam i tam”, to jest to jakiś letni spacerek przy tych pieniądzach, które oni dostają.

– Dziękuję Panu, Panie Władimirze, za tak nieoczekiwany udział w naszym dzisiejszym wydarzeniu.

– Rzeczywiście było to dość spontaniczne.

– Dziękuję bardzo za relację.

– Ja również.

tłumaczenie matrixcinema

źródło

Dodaj komentarz